ROZWAŻANIA


                            Wzniosłe pragnienia

Chrześcijanin powinien przede wszystkim pielęgnować w sobie wzniosłe pragnienia. Jeśli chce właściwie przeżywać swoje chrześcijańskie życie, musi w swej duszy dbać o wyższe aspiracje, które wyrażą się w pragnieniu zjednoczenia z Chrystusem, a tym samym są realizowaniem autentycznej świętości. Nie można tych swoich pragnień zaniedbywać. Nie można obniżać ich rangi w swoich zamierzeniach i swojej aktywności. Zagrożeniem będzie podejście minimum. To, co stanowi jakiś podstawowy rys chrześcijańskiego życia to dzisiaj za mało. Rzetelny katolik stawia sobie za cel podobanie się we wszystkim Chrystusowi. We wszystkim? To może budzić zdziwienie. Ale jest to prawdziwy ideał życia dla Boga i dla pełni swojego człowieczeństwa. Trzeba zatem starać się w każdej chwili stanąć na wysokości swoich chrześcijańskich zadań i zawsze ambitnie dążyć do wierności Bogu, a tym samym stawać się świętym. Tym, co może nam przeszkadzać stawać się świętymi jest brak wzniosłych pragnień. Pragnień, które powinny w nas zamieszkać po gruntownym przemyśleniu. A więc nieodzowny jest proces ciągłego reflektowania nad Bogiem, wiarą, życiem, sobą. Trzeba nad wszystkim w swoim życiu zastanowić się. Jeśli nie wchodzimy w siebie, nie zastanawiamy się nad swoim podejściem do życia, nie wyrabiamy sobie zdania, nie zwracamy uwagi na to, co robimy, wtedy łatwo stajemy się maszynami, które działają według schematu. Katolik to człowiek, który się zastanawia, musi wszystko przemyśleć, przemodlić. To, co zrozumie i przyjmie do serca powinno go prowadzić do jedności z Bogiem. Bardzo nam zatem potrzeba wzniosłych pragnień, które zawsze będą nas prowadziły ostatecznie do spotkania z Bogiem.

2                            Przyjaciele Chrystusa

Z łaską wiary dał nam Bóg łaskę wielkiej godności duchowej, która polega na tym, że możemy być przyjaciółmi Chrystusa. Zaprosił nas poprzez wiarę do przyjaznego i poufnego z Nim życia. Jesteśmy na drodze wiary zaproszeni do tego, aby znaleźć się na drogach Nazaretu, Kafarnaum i Jerozolimy. Możemy wpatrywać się w te miejsca i na zaułkach spotkać tam Jezusa. Możemy słuchać Jego Ewangelii i zadziwiać się Jego uzdrowieniami. Możemy widzieć Jego przyjaciół z tamtych lat. To daje nam wiara. Możemy to wszystko widzieć. Ale także możemy zobaczyć siebie jako tych, którzy dzisiaj mogą stać się przyjaciółmi Chrystusa. On dzisiaj już nie tylko w miasteczkach Izraela i Palestyny, ale na całym świecie szuka swoich prawdziwych przyjaciół. Szuka ich na każdej Eucharystii, na adoracji, po prostu blisko tabernakulum. Szuka przy lekturze Świętych Ksiąg. Szuka w codzienności zdarzeń. Dziś także kieruje On do ludzi te słowa: „Przyjaciółmi moimi jesteście. Już was nie będę zwał sługami, bo sługa nie wie, co czyni Pan jego. Lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, com słyszał od Ojca mego, wam oznajmiłem” ( Jan 15,15 ). Oto niezwykłość wiary: być przyjacielem Jezusa. Być przyjacielem Boga! Czy nie jest to największe marzenie? Czy mogłoby się nam przytrafić coś piękniejszego? Jednak przyjaźń żąda zjednoczenia. Zjednoczenia myśli, uczuć, woli. Gdy szukamy ludzkiej przyjaźni przeczuwamy, że w naszych różnicach poglądów i uczuć powinniśmy dążyć do jedności, do zbliżenia naszych spojrzeń na wszystko. Tym bardziej w przyjaźni z Jezusem powinniśmy szukać absolutnej zgodności, bo Jezus jest nie tylko naszym Przyjacielem, ale również wzorem i przykładem. Stać się jedno z Jezusem – oto nasz ideał. Szukać Jego woli w naszym życiu – oto nasz cel. Dopóki będziemy działać w duchu mentalności świata, dopóki nieuporządkowana siła własnego „ja” będzie kierować nami w naszych zachowaniach, dotąd wola Boża nie znajdzie w nas swojego miejsca. Jeżeli chrześcijanin będzie żywił przywiązanie w sercu do swojego „ja”, do osób, rzeczy, wygód, swobody itp., nie znajdzie wolności dla zjednoczenia się z Chrystusem. Jednoczyć się z Chrystusem to znaczy wciąż pytać siebie: co uczyniłby Chrystus na moim miejscu? Co Chrystus by mi doradził w konkretnej sytuacji życiowej? Na tym polega zjednoczenie w miłości, że wszędzie i we wszystkim powinienem mieć to samo „chcę” i „nie chcę”. Wtedy najprościej jest nam myśleć o naszej przyjaźni z Jezusem i stwierdzić, chcę tego, co chce mój Przyjaciel Jezus. Z Nim uzgadniam swoje stanowisko w danej sprawie, swoje decyzje i postawy. Jestem przekonany, że On ma dla mnie najlepszą drogę. Nie ma zatem lepszego życzenia, które możemy wypowiedzieć pod adresem swoim i bliźnich jak: „Pan z wami”, czyli bądźcie doskonale zjednoczeni z Panem.

3                           Pielęgnować wiarę 

Zadaniem chrześcijanina jest pielęgnowanie ducha wiary, bo bez ducha wiary życie wewnętrzne nie będzie ani stałe, ani mocne, ale chwiejne i niepewne, zależne od wrażeń, humoru, zdrowia i pokus. Zmieniać się będzie z powiewem zmiennego nastroju. Przede wszystkim trzeba się starać o żywą wiarę i wypraszać ją modlitwą: „Panie, przymnóż nam wiary”. Tak Apostołowie mówili do Jezusa, gdy usłyszeli, że zawsze należy przebaczać. Rozumieli, że kiedy człowiek chciałby wypełnić tak piękne, a jednocześnie tak trudne zalecenie, trzeba wielkiej i żywej wiary. Żywa wiara jest także konieczna do doskonałego wypełnienia wszystkich innych ewangelicznych zaleceń. Przyczyną tego, że nie potrafimy w pełni żyć Ewangelią jest właśnie brak żywej wiary. Dlatego też Bóg niewiele może zdziałać w naszym życiu, ponieważ brakuje nam wiary. Najpierw w naszym pielęgnowaniu wiary trzeba nam się mocno o żywą wiarę modlić: „Wierzę Panie, ale wspomóż zbyt słabą moją wiarę” (Mk 9, 23). Doskonała wiara jest darem Bożym, a Bóg daje go tym, którzy pragną tego daru i o ten dar proszą. Jest jasne, że za modlitwą powinna pójść konkretna postawa, która będzie przeciwieństwem lenistwa i niedbalstwa w sprawach wiary. Nasza dusza jest łódką, w której Pan Jezus przez wiarę przebywa. Jeśli nasza wiara jest mdła i słaba, Chrystus niejako zasypia w duszy i to jest sytuacja niebezpieczna, bo wtedy łatwo zrywa się burza. Trzeba w takiej chwili budzić śpiącego Pana, czyli ożywiać w sobie wiarę, a szybko zobaczymy jak uciszają się wszelkie burze i jak uspokajają się wysokie fale. Kiedy słynny ojciec Karol de Foucauld przebywał w jednym z klasztorów trapistów w Azji Mniejszej, wybuchło krwawe prześladowanie, podczas którego, Turcy mordowali chrześcijan. W klasztorze zapanowała panika i przerażenie – każdy szukał bezpiecznej kryjówki. A w klasztorze mieszkali także cudzoziemcy. Kilka dni upłynęło w wielkim niepokoju, niemal w rozpaczy, aż wreszcie krwawa nawałnica przeszła bokiem – nikomu nic się nie stało, wszyscy odetchnęli i cieszyli się z ocalonego życia. Jeden tylko ojciec Karol pisał do swej siostry ze smutkiem: „Módl się za mnie, abym się nawrócił, abym nie był odtrącony mimo mej nędzy na drugi raz od furty nieba, która otworzyła się już dla mnie… nie byłem jednak godny tam wejść”. Może się zdawać, że człowiek, który tak napisał jest trochę nienormalny. Tymczasem tylko on jeden nie lękał się i nie myślał o ratowaniu życia, ale patrzył na grożące niebezpieczeństwo okiem wiary. W świetle wiary widział bramę nieba otwartą przed sobą, ale ze smutkiem stwierdził, że Bóg mu jeszcze nie pozwolił tam wejść. Oto duch wiary.  

4                                Miłość Boga

Wiara łączy nas z Bogiem poprzez poznanie i dlatego odnosi się głównie do rozumu. Nadzieja jest mocnym przekonaniem, że znajdziemy się kiedyś z Bogiem w wiecznej szczęśliwości. Miłość zaś zanurza nas całkowicie w Bogu i pozwala się z Nim bezpośrednio zjednoczyć. Czym jest miłość do Boga? Św. Tomasz z Akwinu napisał: „Myliłby się bardzo ten, kto by sobie wyobrażał, że miłość stanowi przedmiot przykazania w pewnych tylko granicach. Bynajmniej. Przykazanie jest jasne i wskazuje: Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca – Ex toto corde”. Słowo totum może być rozumiane tak samo jak słowo perfectum. Św. Franciszek Salezy wyjaśnia znaczenie miłości doskonałej: „Jest to miłość, która powinna mieć przewagę nad wszystkimi naszymi miłościami. Bóg żąda od nas tego, by ze wszystkich naszych miłości – miłość do Niego była najserdeczniejsza, najgorętsza, by panowała nad całym naszym sercem i wypełniała wszystkie władze, cały nasz umysł, by była najbardziej stanowcza, by w niej wyrażała się cała nasza moc i nasza siła”. Doskonałość więc – to sprawa miłości, ale nie miłości dorywczej, chwilowej, wybuchowej, zmiennej i nietrwałej. Wprawdzie ze względu na naszą kondycję ludzką taka doskonała miłość nie zawsze będzie miała taki sam zapał, ale ta miłość nie pozwoli także, aby zapadać w długotrwałą drzemkę. Miłość do Boga obejmuje zatem całe nasze życie i szczegóły tego życia. Zakochany chce wszystkim dzielić się z osobą kochaną. Św. Filip Nereusz wadził się z Bogiem o to, że Bóg dał mu zbyt małe serce, aby on mógł Boga kochać. Jest oczywistością, że taka doskonała miłość jest trudnym zadaniem. Serce człowieka tak łatwo ulega iluzjom. Szuka siebie, swego „ja”, swojej przyjemności, swojego zadowolenia. Tu tkwi źródło szkodliwych przywiązań, ograniczających czujność i rozpraszających siły. To jest przyczyna ciemności, słabości i małego oddania się Bogu. Dlatego tak bardzo potrzeba uwalniać serce od egoizmu i od tego wszystkiego, co nie jest Bogiem, co odrywa mnie od Boga i Jego miłości. Trzeba walki ze swymi skłonnościami i z samolubstwem, aby było dużo miejsca dla miłości Boga. Św. Teresa z Avila przekonuje: „Miłość prawdziwa nigdy nie próżnuje”. Dlatego prawdziwie miłujący przyłoży rękę do każdej rzeczy i pracy, łatwej czy trudnej, przyjemnej czy przykrej, nie omijając żadnej ofiary, nawet z samego siebie. 

5                               Miłość bliźniego

Trudno nam otworzyć duszę przed kimś, kto poświęca nam swój czas i uwagę z obowiązku. Nie jest rzeczą miłą stwierdzić, że ktoś nie kocha szczerze. Czym wtedy jest miłość bliźniego? Jeśli mówimy o miłości bliźniego w sensie ewangelicznym, nie mamy na myśli tylko zewnętrznych oznak, czy braku tych oznak, lecz dotarcie duchowym wzrokiem do duszy bliźniego i zobaczenie w tej duszy mieszkającego Boga lub Boga pragnącego w tej duszy zamieszkać. Chrystus powiedział, byśmy miłowali się tak, jak On nas umiłował. Jezus w swojej miłości zrobił wszystko, aby serce każdego człowieka otworzyć na Boga. Za taką miłość zapłacił wielką cenę. Jak wielką? Zdarzyło się we Włoszech, że pewien ksiądz, dawny kapelan wojskowy, spotkał na ulicy okaleczone dziecko, po ostatniej wojnie światowej. Postanowił przygarnąć to dziecko. Następnie uświadomił sobie, że chce pomagać takim dzieciom, ofiarom wojny. Zorganizował dla takich dzieci specjalny ośrodek, gdzie dzieci pozbawione rąk, nóg czy wzroku mogłyby nabywać umiejętności do życia i pracy. Pewnego dnia przyszedł do księdza robotnik i powiedział: Proszę księdza chciałbym ofiarować swe zdrowe oko dla któregoś dziecka, które straciło wzrok, bo słyszałem, że różne operacje dziś lekarze przeprowadzają. Może dałoby się przeszczepić moje oko niewidomemu dziecku. Nie przyjacielu, tego lekarze nie robią – odpowiedział ksiądz. Robotnik szczerze się zmartwił. Jaka szkoda – odpowiedział – ja już od kilku miesięcy czytam, piszę, i pracuję, posługując się jednym okiem, by się przyzwyczaić i doszedłem już do wprawy. Jakże trafne zrozumienie istoty miłości bliźniego. A przecież Chrystus ofiarował nam CAŁEGO SIEBIE. Taka była i jest Jego miłość. Za taką miłość zapłacił swoim życiem. Jakże wysoka to poprzeczka. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus powie: „Słodki mój Jezu. Wiem, że nie nakazujesz mi nic takiego, co byłoby niemożliwe do spełnienia, lepiej znasz słabość i niedoskonałość moją, wiesz, że nigdy nie zdołam ukochać mych bliźnich, tak jak Ty ich miłujesz – jeśli Ty sam we mnie nie będziesz ich kochał.” 

6                                Pobożność

Dzięki codziennej modlitwie nasze serce codziennie otwiera się na działanie Bożego Ducha, abyśmy stawali się na podobieństwo Jezusa. Cnota pobożności jest w pewnym znaczeniu królową wszystkich cnót, bowiem pobożność nadaje wszystkiemu prawdziwą wartość i utrzymuje człowieka we właściwej kondycji wobec Boga i ludzi. Istotą pobożności jest stała łączność z Bogiem. Z pobożności mają rodzić się dobre myśli i dobre działanie. To pobożność ma kształtować w człowieku mentalność i charakter. Życie bez pobożności sprawia, że wszystko co człowiek robi zionie pustką i jest bezużyteczne, choć nawet po ludzku może się wydawać godne podziwu. Pobożność chrześcijanina ma się wzorować na pobożności Jezusa. Bóg cieszy się nie tylko naszym dobrym działaniem, naszą dobrą pracą i szlachetnością, ale także wtedy, gdy poświęcamy czas na spotkanie z Nim. Kiedy Go adorujemy. Tak czynił Jezus. Jezus wszystkie czynności rozpoczynał od nawiązania łączności z Ojcem. Dlatego i my staramy się szukać Boga wokół siebie we wszystkich sprawach dnia codziennego. Owszem, musimy się liczyć z tym, że przez naszą pobożność będziemy doświadczać przykrości i przeciwności. Jak czytamy w liście do Tymoteusza: „Wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie będą cierpieć”. Skoro jednak Bóg nas obdarzył swoim synostwem, to słuszną jest rzeczą byśmy żyli jak prawdziwi synowie, którzy przyznają się do swojego Ojca. A syn jest w stałym kontakcie z Ojcem, stara się Ojcu sprawić przyjemność, słucha tego, co nakazuje, ale przede wszystkim spełnia Jego życzenia. To wypełnianie woli Ojca rodzi się przez naszą pobożność, nasze zjednoczenie z Bogiem. Dzięki niej człowiek uświęca siebie i będzie mógł skutecznie uświęcać innych.

7                              Czyste serce

Chrześcijanin jest zaproszony do przyjaźni z Jezusem. Odpowiedzią na to zaproszenie jest postawa daru z siebie. Pragnienie, aby serce było czyste dla Boga. Kiedy człowiek chce odpowiadać na Jezusową przyjaźń powinien pozostać konsekwentnym. Nie jest eleganckie odwoływać to się z serca dało. Nie jest dobrze się cofać w swoich deklaracjach. Ale taka postawa domaga się umiejętności władania sobą, także wtedy gdy trzeba nakazać milczenie swoim zmysłom i naturze. Nie chodzi bynajmniej tylko o zasady i stawianie sobie określonych wymagań, choć one mają swoje znaczenie. Trzeba dać owocować łasce. Kiedy modlimy się i prowadzimy życie duchowe coraz lepiej poznajemy Chrystusa. A poznajemy Go po to, aby Go coraz bardziej kochać. Dojść trzeba do tego, by Jezus nie był dla nas kimś dalekim i mglistym, postacią historyczną odległych wieków, Bogiem w wymarzonym niebie, ale kimś bliskim, serdecznym, kimś kogo się kocha w każdej chwili, z kim się dzieli momenty smutne i radosne, kimś kto nas rozumie, słucha, kto nas wspiera i pragnie naszego szczęścia. Kiedy tak widzimy naszą relację z Jezusem nie będziemy odczuwać pustki i osamotnienia. Nie będziemy szukali zaspokojenia swoich pragnień i niepokojów jakąś ziemską namiastką. Kiedy oddajemy nasze życie Chrystusowi inaczej patrzymy także na całe nasze życie, na swoje małżeństwo, na swoją rodzinę, na swoja młodość, na swoją pracę, ale także na swoje porażki, które czasem trzeba dźwigać jak krzyż. Kiedy oddajemy się Bogu, to i Bóg chętnie oddaje się nam, jest z nami, nie zostawia nas nigdy. „Bóg bowiem oddaje się duszy w miarę jak ona oddaje się Bogu z miłości” – powie święta Teresa. Trzeba spomiędzy wszystkich drogich ludzi, którzy zostali nam dani, aby sam Jezus był szczególnym wybranym, ukochanym. Tak przeżywana przyjaźń z Jezusem sprawi, że choć wszyscy czasem odejdą, Jezus nigdy nie opuści. A jeśli Jezus nie będzie twoim przyjacielem, najdroższym, nad wszystkich przyjaciół, zawsze będziesz czuł się opuszczony, smutny i strapiony. Bardzo skutecznym środkiem do zdobycia czystego serca dla Jezusa jest częste przeżywanie Mszy świętej. Zjednoczenie z Jezusem w czasie Eucharystii będzie przynaglało do troski o czyste serce. 

8                                Młodość

Młody człowiek rozwijając swoją osobowość na wszystkich płaszczyznach życia potrzebuje także głębokiego rozwoju duchowego. Potrzebuje modlitwy, refleksji, przemyślenia wielu istotnych spraw życia, potrzebuje wyrzeczenia, intelektualnej i moralnej dyscypliny. Duchowy rozwój ma prowadzić do jak najlepszego poznania Chrystusa i nawiązania z Nim więzi. Odkrycia, że Jezus jest najlepszym wzorem do naśladowania. Wytężona praca nad sobą w duchowej sferze życia sprawi, że trzeba będzie się mierzyć ze swoimi przyzwyczajeniami, nawykami, postawami, które zostały nabyte w duchu współczesnych trendów, ale które nie przystają do życia Ewangelią. Człowiek młody chcący podążać drogą Ewangelii będzie chciał sprawić, aby odbijało się w nim słońce, którym jest Chrystus. Z czasem będzie coraz bardziej rozumiał, że sam nie jest słońcem ( myśli kard. Roberta Saraha ). Słońcem jest Chrystus, a on jako uczeń Chrystusa powinien być ubrany w „bluzę, dżinsy i adidasy z lustra”, które będą odbijać słońce. Oczywiście, chodzi tu o wnętrze człowieka, o usposobienie, które ma być lustrem odbijającym światło słońca. Trzeba też stale dbać o to, aby to moje „ubranie z lustra” było wypolerowane, wyszlifowane, jeśli ma jak najlepiej odbijać światło. A świat będzie nam podsuwał wiele środków zanieczyszczających. Nasze środowiska są pełne pokus, które mogą nam zabrudzić nasze „duchowe ubranie”. Szkoła, choć niesie wielkie dobro wiedzy, wychowania czy formowania się w grupie młodego człowieka, jest dziś narażona na inwazję ideologii, która próbuje wejść poprzez destrukcyjne programy edukacyjne, szczególnie dotyczące światopoglądu i rozwoju człowieka w sferze biologicznej, psychicznej i społecznej. A co powiedzieć o Internecie i telewizji. Tam dopiero jest prawdziwy poligon, na którym eksperymentuje się na wrażliwości młodego człowieka i jego odporności na wierność zasadom, które wynosi z domu, z Kościoła, z katechezy. Pozostać wiernym uczniem Chrystusa – to jest dopiero sztuka w dzisiejszej kulturze i nurtach, w swoim rówieśniczym środowisku, które często odbiega od chrześcijańskiej wizji świata. Można zwrócić uwagę na dwie płaszczyzny budowania w sobie siły duchowej, która mogłaby pomóc w wierności Chrystusowi. Z jednej strony trzeba być indywidualnie zdyscyplinowanym, umieć sobie dobrze zorganizować czas, plan dnia, porządek życiowy, gdzie swoje trwałe i pewne miejsce będzie miała osobista modlitwa, czytanie i rozważanie Słowa Bożego, treści na temat Boga i wiary. Z drugiej strony potrzebna jest wspólnota wiary, dla której nie tylko poświęcę czas, ale też otworzę serce i będę gotowy przyjąć otwarte serca innych. Wspólnota ludzi, którzy wierzą i myślą podobnie jak ja. Taka wspólnota jest dziś wielkim oparciem i daje siłę do wierności chrześcijańskim zasadom. Obojętność i trwonienie czasu na niczym, może stać się wielkim zaniedbaniem młodego człowieka. Jest takie powiedzenie, że lenistwo jest początkiem wszelkiego zła. Wiele rzeczy złych dostaje się do naszego życia właśnie dlatego, że plan naszego dnia jest nieuporządkowany i nieprzemyślany. Robimy wtedy rzeczy zbędne lub wręcz złe. Jeśli na przykład pozwolimy Internetowi myśleć za nas, to on uśpi nasze sumienie i naszą odpowiedzialność, naszą właściwą oceną rzeczywistości. Choć Internet ma swoje dobre strony, stwarza wiele możliwości i ułatwia życie, to jednak może zniszczyć mózg, to znaczy zdolność krytycznego myślenia, zdolność rozumowania, oceniania i osądzania rzeczy. Jeśli nie będziemy czytać dobrych książek, jeśli nie będziemy się zastanawiać nad rzeczywistością wiary, życia i zdarzeń, to będziemy biernie przyjmować to, co dostaniemy na talerzu przez skróty myślowe, czasem zaplanowane kłamstwa, hejt, a także sugestywne obrazy, które w jednej sekundzie próbują nam przemycić do mózgu określony sposób myślenia i osądu. Dlatego wyrzeczenie w życiu młodego człowieka powinno wyrażać się odpowiednim dystansem wobec tych treści, które nachalnie chcą przejąć osobiste myślenie i sprowadzić na drogę odejścia od Boga, zniszczyć relacje z ludźmi, uderzyć w osobisty rozwój. Dystans wobec takich treści, które mogłyby prowadzić do grzechu można opisać takim obrazem: grzech jest jak pies uwiązany na łańcuchu. Budzi lęk z daleka, ale ugryzie wtedy, gdy wejdziesz w zasięg jego działania. Jeśli chcesz mieć silną wiarę, to powinieneś jako młody człowiek zrobić wszystko, aby wiara w tobie wzrastała. Nie może zabraknąć cię przy Tabernakulum, gdzie spotkasz się z żywym Chrystusem. Nie możesz zapomnieć gdzie leży Pismo święte, aby w każdej chwili móc po nie siegnąć. Nie może cię zabraknąć na Eucharystii, gdzie Chrystus robi dla ciebie coś bardzo wyjątkowego. Powinieneś mieć swoją przystań w domu, gdzie po burzliwych falach codziennego życia znajdziesz pokój i bezpieczeństwo przy swoim Panu. Póki jesteś młody, twoje serce jest jak gąbka, która chętnie przyswaja prawdę, dobro i piękno, to wszystko, co pochodzi od Boga. Dlatego w czasach swojej młodości nasiąknij tym, co Boże, aby dobrze się rozwinąć i zbudować dobry fundament na całe życie. 

9                                Kościół

Chrześcijanin powinien zakochać się w Bogu, w Trójcy Świętej, w Ojcu, Synu i Duchu Świętym. Ta Boża miłość będzie domagać się miłości do Kościoła. Do tej wspólnoty, którą do życia powołał Chrystus. Jest ona miejscem naszego chrześcijańskiego życia, naszej więzi z Bogiem, naszego uświęcenia. Pokochać Kościół z całym bogactwem dobra i tego wszystkiego, co jeszcze nie osiągnęło swojej doskonałości. Czasem katolicy są gotowi jako pierwsi do atakowania czy wyśmiewania Kościoła. Co jest tego powodem? Może jest to szukanie poklasku u tych, którzy stoją obok Kościoła. Może szukają ich aprobaty. Może też uważają, że Kościół powinien się dostosować do wymogów obecnego czasu, kultury i trendów. Kard. Robert Sarah przyrównuje taką sytuację do relacji Józefa do Maryi: „Czy moglibyśmy sobie wyobrazić Świętego Józefa mówiącego jakieś krzywdzące słowa o Maryi? Wolałby raczej odciąć sobie język, niż dopuścić się tego!”. Dla nas wierzących Kościół jest naszą umiłowaną Matką, za którą Baranek został zabity, ale żyje na wieki dla swoich dzieci. To prawda, że dzieci są czasem niegrzeczne. Dlatego Kościół nigdy nie lekceważy grzechu człowieka, ale traktuje go jak chorobę, którą trzeba radykalnie leczyć. Kościół, jak nikt inny, nigdy nie przekreśla nikogo, ale zawsze czeka na zagubioną owcę i niezmiernie cieszy się z jej powrotu do owczarni. Tylko w Kościele „mamy tę niezwykłą możliwość podróży w czasie” i możemy udać się na Golgotę, aby tam z naszym Panem przeżyć Jego Dzieło Zbawcze podczas Mszy świętej. Tylko w Kościele jako wspólnocie przy świętym ołtarzu możemy być blisko Krwi Chrystusa, która wylana została za nasze grzechy. Podobno niektórzy święci mistycy widzieli w czasie podniesienia Hostii na Mszy świętej strużki krwi ściekające z tejże Hostii i spływające po dłoniach i nadgarstkach kapłana. Idąc na Mszę świętą powinniśmy pamiętać, że wspinamy się na Golgotę ( kard. Sarah). Jakże wymownym świadectwem jest także troska o to, co jest w kościele jako budynku, jakimi posługujemy się paramentami i naczyniami do sprawowania najświętszej liturgii. Nie chodzi tu bynajmniej o smak estetyczny. Ale wyraz, aby to, co najświętsze miało godną oprawę i środki. W taki sposób Bóg ma dwa miejsca na ziemi: kościół, którym jest budynek dla Eucharystii i zamieszkania Boga na ziemi, a także Kościół, którym są dusze wiernych. Wchodząc do kościoła mamy świadomość, że jest tam obecny Chrystus w Tabernakulum, którego adorujemy. Jednak kiedy zastajemy tam człowieka modlącego się w ciszy, to jest to zawsze bardzo budujący widok, który pomaga nam doświadczyć obecności Pana. Można powiedzieć, że może obecnie to nie jest sprzyjający czas, aby być chrześcijaninem i katolikiem w Kościele. Ale można powiedzieć też tak, że na pewno jest to właściwy czas, aby być dobrym chrześcijaninem i katolikiem. Czasy są trudne i właśnie dlatego jest to odpowiedni czas, aby być dobrym katolikiem i dobrze reprezentować Chrystusa i Kościół. Kiedy św. Jan Vianney przybył do Ars powiedziano mu: „Spóźnił się ksiądz, tutaj w Ars nie ma już nic do zrobienia”. A wtedy on odpowiedział: „W takim razie wszystko jest do zrobienia!”

10                         Naśladować Chrystusa

Św. Jan od Krzyża napisał: „Jeżeli życie nie jest naśladowaniem Chrystusa, nie może być dobre”. Kiedy zastanawiamy się, dlaczego tak mało ludzi osiąga świętość, dochodzimy do wniosku, że nie dość wytrwale, nie dość często i z przejęciem przyglądają się Chrystusowi, Jego życiu i postępowaniu od żłobka aż po krzyż. Gdy ludzie poznają zobowiązania wynikające ze zrozumienia Chrystusa, cofają się i brak im odwagi w pójściu za Chrystusem. Mówią za św. Augustynem: „potem, potem, później, później…” A przecież nasze życie ma sens i osiąga szczyty tylko wtedy, gdy jest zjednoczone z Chrystusem. Leonardo da Vinci długo szukał modelu do twarzy Chrystusa, którą miał namalować w obrazie „Ostatnia Wieczerza”. Pewnego dnia znalazł uduchowioną twarz śpiewaka w jednym z kościołów Mediolanu. Posłużyła mu ona za wzór do namalowania Oblicza Chrystusa. Długo malował cały obraz, jak mówi legenda, brakowało mu na końcu twarzy Judasza, szukał ponownie wzoru do twarzy zdrajcy. Odnalazł go w karczmie w twarzy cynicznego pijaka. Zaprosił więc tego człowieka do swojej pracowni. Tu zdarzył się coś zaskakującego. Pijak, spoglądając na Oblicze Chrystusa, piękne i uduchowione, zapłakał. Zdziwiony malarz zapytał o powód nagłego wzruszenia. Człowiek ów odpowiedział: „To ja przed laty byłem modelem do twarzy Jezusa, obecnie po zmarnowanym życiu, stałem się wzorem dla zdrajcy mojego Pana”. Z jaką gorliwością trzeba stale dążyć do zjednoczenia z Chrystusem, do naśladowania Pana. Każdy jest narażony na to, że może z człowieka pobożnego i uduchowionego stać się człowiekiem ze zmarnowanym życiem. Dlatego warto pamiętać, że wszystko mamy w Chrystusie i wszystkim jest dla nas Chrystusa. Trzeba z gorliwością przyjąć słowa św. Ambrożego: „Jeśli ranę chcesz uleczyć, On jest lekarzem. Jeśli gorączka cię pali, On jest źródłem wody. Jeśli śmierci się lękasz, On jest życiem. Jeśli wzdychasz do nieba, On jest drogą. Jeśli przed ciemnościami uciekasz, On jest światłem. Jeśli pragniesz pożywienia, On jest pokarmem”. 

11                             Krzyż

Zbawiciel powiedział kiedyś do św. Teresy: „Bądź przekonana, że kogo Ojciec najbardziej miłuje, temu największe krzyże daje. Sądzić, że Ojciec mój kogokolwiek dopuści do swej przyjaźni bez cierpienia, jest prawdziwym złudzeniem.” A św. Franciszek Salezy pragnąc pocieszyć kogoś, kto się przed nim skarżył na ciężki krzyż, powiedział: „Czymże jest krzyż? Krzyż to dwa kawałki drewna razem złożone. Gdy są złożone w poprzek, stanowią krzyż, gdy leżą obok siebie, nie ma krzyża. Ilekroć nasza wola idzie równolegle z wolą Bożą, to znaczy zgadza się z nią – nie ma krzyża. Krzyż powstaje dopiero wtedy, gdy wola ludzka staje w poprzek woli Bożej – gdy nie umie się z nią zgodzić, opiera się jej, oburza się na nią.” Św. Franciszek chce powiedzieć, że trudności, które uważamy za nasze krzyże przestają być nimi, gdy uznajemy je za Bożą wolę i możliwość uświęcenia swojego życia. Krzyżem ciężkim i naprawdę trudnym staje się trudność, której nie potrafimy przeżywać z Bogiem, nie ufamy Bogu, który z najmroczniejszych sytuacji naszego życia może wyprowadzić dobro. Pierwszym podstawowym krzyżem są nasze codzienne obowiązki. Już Mickiewicz pisał: „U nas bohaterstwem jest spełnianie wszystkich obowiązków, mimo wszystkich trudności.” Drugim rodzajem krzyża jest cierpienie, przykrości, wynikające z choroby, starości, niedogodności, miejsca, otoczenia czy opinii. Co nam podpowiada znów św. Teresa z Avila: „Pan nasz dał mi poznać nieocenione korzyści, wypływające z przykrości i cierpień znoszonych dla Niego.” Jakie korzyści możemy zyskać poprzez krzyż? Jedni powiedzą – oczyszczenie. Inni zobaczą jak bardzo zbliżyli się do Chrystusa Ukrzyżowanego i pojęli Jego miłość. A może ktoś po prostu dojdzie do wniosku, że zjednoczył się przez krzyż z Bogiem i Jego Kościołem. Czy zawsze będą widoczne takie korzyści? Wydaje się, że nie zawsze, przecież tyle krzyża i cierpienia w naszym życiu, a tak mało zjednoczenia z Bogiem? Jakie mogą być tego przyczyny? Pierwsza przyczyna jest doświadczeniem powszechnym – ucieczka przed krzyżem. Druga to brak miłości w cierpieniu. Bez miłości cierpienie przynosi bunt i rozpacz. Święta z Lisieux wyznała swym siostrom zakonnym: „Dawniej, gdy byłam w świecie, budząc się rano myślałam, co mnie może spotkać w ciągu dnia przyjemnego lub niemiłego. Gdy przewidywałam nieprzyjemność, wstawałam smutna. Teraz przeciwnie: myślę o przykrościach, o cierpieniach i wstaję weselsza i pełna odwagi, im więcej przewiduję sposobności do okazania miłości Panu Jezusowi. Potem całuję krzyżyk, składam go ze czcią na poduszce na czas ubierania się i mówię: „Mój Jezu, dosyć pracowałeś, dosyć płakałeś w czasie 33 lat życia swego na tej ziemi! Odpocznij sobie… Na mnie teraz kolej walczyć i cierpieć.”

12                       Maryja

Kiedyś św. Jan Vianney miał widzenie szatana, który mu wyrzucał: „Nie wywiniesz mi się, czekaj! Silniejszych od ciebie zdobyłem. Jeszcze nie umarłeś. Gdyby nie Ta … ( tu wstrętnie, grubiańskim wyrazem nazwał Najświętszą Pannę ) – tam w górze, już byśmy cię mieli, ale Ona cię ochrania razem z tym wielkim smokiem (św. Michał ), co stoi przy drzwiach twojego kościoła…” Jakże ważna jest obecność Maryi w naszych życiu wiary. Bóg wiedział doskonale, że potrzeba nam Panny Najświętszej, jako Matki i Opiekunki. Chrystus Pan wiedząc, czym jest matka nie tylko w porządku przyrodzonym, ale i nadprzyrodzonym, dał nam za matkę największy skarb – swoją Matkę. Odtąd rola Maryi wiąże się na zawsze z nami, jest nam wielką pomocą na drodze zbawienia i naszego uświęcenia. Jak Maryja razem z Apostołami trwała na modlitwach i dzieliła z nimi swoje życie po wniebowstąpieniu Jezusa, tak jest z nami obecna dziś. W czasie Bożego Narodzenia dzieli się z nami wspomnieniami z dzieciństwa swojego Syna. A w okresie Wielkiego Postu i Wielkanocy z drżeniem opowiada o cierpieniach i męce, które jednak przechodzą, jej delikatnym głosem, w opowiadanie o radości zmartwychwstania. Maryja jest wiarygodnym skarbcem życia Jezusa, ponieważ Jej przymioty duchowe zostały upodobnione do przymiotów Jezusa tak, jak w pewnym sensie fizyczność każdego dziecka jest odbiciem i podobieństwem swojej matki. Z woli Opatrzności Bożej pełni Ona rolę gwiazdy, która rozprasza ciemności w życiu człowieka. Wspomaga skutecznie w chwilach cierpienia, trudu, upadku, walki z pokusą i złym duchem. Jej obecność w naszych życiu, choć subtelna jest pewna.  Czasem ujawnia się w jakiś przypadkowym zbiegu okoliczności, kiedy indziej przychodzi w formie natchnienia czy dobrego słowa. Czasem drobna rzecz, a przyniesie pokój i Bożą radość. Maryja nigdy nie zostawia swoich dzieci. „Gdy Ona będzie z nami – twierdzi św. Bernard – nie zejdziemy na manowce, nie pobłądzimy, nie upadniemy, nie będziemy się lękać, nie zaznamy znużenia w pracy, ale szczęśliwie i pewnie dojdziemy do celu”.

13                  Milczenie i modlitwa

Człowiek nowoczesny nie wie, co to jest milczenie. Brak sztucznych dźwięków to dla niego pustka. Brak hałasu, dzięków ulicznych, głośników, codziennego zgiełku może nawet stać się dla człowieka sytuacją nie do zniesienia. Tylu ludzi na świecie obawia się milczenia. Choć jest wiele spraw w naszym życiu, które zwracają się do świata zewnętrznego, to jednak powinniśmy wśród najintensywniejszej pracy zapewnić sobie chwile ciszy, które pozwoliłyby odnajdywać Boga, usłyszeć Słowo Boże. Bez milczenia nie można poznać Boga. Kiedyś było takie paradoksalne powiedzenie: milcz, gdy do mnie mówisz. Choć jest to niedorzeczność w relacjach międzyludzkich, to jednak taka postawa znajduje swoje zastosowanie w stosunku do Boga. Naszym najmilszym językiem kierowanym do Boga jest język milczenia. Ale milczenie przed Bogiem powinno być milczeniem pełnym miłości. Wartość modlitwy polega nie na tym, by dużo myśleć i mówić, ale na tym, by wiele miłować. To Bóg pierwszy chce nam coś powiedzieć. Zachowanie milczenia na modlitwie może nam pozwolić usłyszeć to, co Bóg chce nam powiedzieć. Dlatego tak ważne, aby nie rezygnować z czasu poświęconego na modlitwę. Może się wydawać, że modlitwa to jakiś luksus, z którego można zrezygnować lub coś podrzędnego, bez czego można się obejść. A zatem stawiamy niekiedy modlitwę w kącie jak kopciuszka, na ostatnim miejscu. A przy byle jakiej trudności opuszczamy. Stąd często bezskuteczność naszych życiowych starań, którym brak Bożej mocy.  Pan Jezus nie dlatego zganił Martę, że oddała się pracy, ale że się nią nadmiernie przejmowała: „Marto, Marto, troszczysz się i kłopoczesz około wielu rzeczy” Czy dzisiaj Pan nie skierowałby do nas takich słów? Pan oczekuje od nas pracy, lecz nie chce niepokoju. Jeśli jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, nie musimy się martwić o to, co nie należy do nas. Do nas należy wygospodarowanie czasu i skupienie. Kto rzuca się w wir pracy na ślepo, pomijając refleksję i czas przed Bogiem, utraci wewnętrzny spokój i skupienie, a bez tego trudno jest jednoczyć się z Bogiem. Największe zło tkwi w podnieceniu i nerwowości naszych temperamentów. Nie potrafimy czekać i milczeć, wyciszyć się na modlitwie tak, aby Pan ogarną nas swoim świętym spokojem. 

14                        Samotność

Trzeba odróżnić „samotnictwo” od samotności. „Samotnictwo” jest czymś negatywnym, jest bezowocną ucieczką od ludzi i świata – samotność natomiast jest konieczna i dobra, aby dobrze żyć z ludźmi i ze światem. Człowiek przebywając między ludźmi może się dziś odgrodzić od świata i ludzi. Może to zrobić strojem, skupiniem swojej uwagi na smartfonie, może założyć słuchawki lub zbudować mur ze słów i gestów. Na ile jest to ucieczka i zamknięcie się w sobie, a na ile jest to właściwe odejście od świata, aby dokonać refleksji i spojrzeć na wszystko z dystansu, aby lepiej zrozumieć i pokochać świat i ludzi. To jest pytanie otwarte. Samotność jako odejście w ciszę jest człowiekowi bardzo potrzebna, aby zaprowadzać stale w swoim sercu porządek i ład. A kto ma wypełniać samotność człowieka i pomagać porządkować życie jak nie najlepszy Przyjaciel. Każdy z nas powinien mieć w głębi swojego serca samotnię, do której będzie się chronił, aby móc spotykać się z Jezusem. W samotności przeżytej z Panem wzrasta w nas to, co najlepsze. Chęć życia, siła do codziennego zmagania się z życiem, miłość do ludzi, a przede wszystkim zjednoczenie z Bogiem. Można by pomyśleć, że takie przebywanie w samotności i ciszy może być nudne, nieciekawe, nieatrakcyjne. A jednak, gdy samotność wypełnia nam Bóg, to zawsze doświadczymy czegoś interesującego. Dlaczego? Otóż, z Bogiem nigdy nie można się nudzić.

15                      Modlitwa

Św. Bernard zachęcał papieża Eugeniusza: „Staraj się wybierać zawsze tych, którzy we wszystkim więcej ufają modlitwie niż własnym pomysłom i pracy”. Modlić się można wszędzie: w kościele, w domu, w samochodzie i na ulicy. W modlitwie zawsze człowiek znajdzie coś dobrego. Czasem przyjemność i radość, czasem umocnienie i pociechę. Modlitwa – można tak powiedzieć – jest słabością Boga i jednocześnie siłą człowieka. W Stary Testamencie czytamy, że kiedy Bóg rozmawiał ze swym sługą Mojżeszem na górze, ludzie w obozie zbuntowali się. Uczyniono cielca, składano mu ofiary, odprawiano tańce i śpiewano. Wówczas Pan rozgniewał się na ludzi i postanowił ich zgładzić. Mojżesz wstawia się za ludem, a Pan Bóg odpowiada Mojżeszowi: „Pozwól mi, aby rozpalił się gniew mój na nich”. /Wj 32,10/ Zaskakująca jest prośba Boga skierowana do Mojżesza: „Pozwól mi”. Bóg, któremu wszystko jest poddane na ziemi i na niebie jest powstrzymywany przez modlącego się Mojżesza. Mojżesz ma moc powstrzymania Boga. Mojżesz pokazał, że modlitwa ma moc nad sercem Boga. Św. Proboszcz z Ars znał dobrze moc modlitwy i dlatego powiedział: „Jakże wielu możemy nawrócić do Boga naszymi modlitwami”. Obok modlitwy wstawienniczej ważną rolę pełni modlitwa myślna. Na modlitwie trzeba rozmyślać. Na modlitwie możemy rozważać ważne treści wiary czytając, możemy wyprowadzać wnioski i rozbudzać wolę do postaw na drodze dobrego życia. Ale pierwszą i zasadniczą rzeczą na samym początku modlitwy, jest uświadomić sobie, że  jestem w obecności Bożej, aby potem wszystko potoczyło się w kierunku serdecznej rozmowy z Bogiem. Na modlitwie szybko dojdziemy do wniosku, że za mało kochamy Boga i dlatego modlitwa jest dla nas źródłem żywej wody, w której możemy się orzeźwić, odświeżać siły, czerpać natchnienia, aby nasza miłość do Boga była coraz bardziej doskonała. Nie jest rzeczą najistotniejszą, czy człowiek rozumie i uświadamia sobie każde słowo wypowiadane na modlitwie albo treść Słowa Bożego, które do modlitwy zostało wprowadzone. Ważne, aby modlitwę odprawiać pobożnie, z uczuciami  miłości do Boga, adoracji Boskiego Majestatu. Każdy człowiek poszukujący głębokiej modlitwy wie, jak czasem trudno zdobyć się na modlitwę w ciągu dnia, kiedy towarzyszy nam wiele pracy, jest fizyczne i psychiczne zmęczenie. Dlatego pomyślmy o urządzeniu sobie jakiegoś oratorium, gdzie samo miejsce w domu da nam poczucie, że jesteśmy przed Panem z całym swoim życiem. Pan przyjmie wszystko, co będziemy Mu chcieli ofiarować w miłości. Wtedy też doświadczymy, że modlitwa pobożnie odprawiona jest największą radością naszego chrześcijańskiego serca. 

16                  Eucharystia

Św. Proboszcz z Ars przekazuje: „Gdybyśmy zrozumieli, czym jest Msza święta, umarlibyśmy z miłości”. Można powiedzieć, że tajemnica Mszy świętej zawiera w sobie wszystkie inne tajemnice, a szczególnie tajemnicę nieskończonej miłości Boga względem ludzi. Jest to streszczenie całej Bożej miłości i dobrodziejstw Bożych. Bóg, zstępując codziennie na ołtarz, czyni nie mniej, jak wtedy, gdy przyjął ludzką naturę. Na słowa kapłana Chrystus staje się obecny na ołtarzu i przez ręce kapłana składa Ojcu najmilszą ofiarę. Kapłan uobecnia, odnawia i przydziela wszystkim ludziom te owoce i łaski zbawienia, jakie Chrystus wysłużył w ofierze na krzyżu. Św. Tomasz z Akwinu uczy: „Każda Msza święta przynosi wszystkie owoce, jakie Chrystus wysłużył na krzyżu. Wszelki skutek Męki Pańskiej jest również skutkiem tej ofiary”. Św. Paweł mówi: „Ilekroć spożywacie ten chleb i pijecie z tego kielicha, śmierć Pańską zwiastujecie (głosicie), aż przyjdzie”. A św. Grzegorz Wielki pisze: „Odprawiając tajemnicę Męki Pańskiej musimy naśladować to, co czynimy. Aby ofiara składana była pożyteczna, musimy składać Bogu w ofierze samych siebie”. 

Według Doktora Mistycznego, doskonałość polega na zjednoczeniu z Bogiem. Msza święta oznacza i sprawia to zjednoczenie. Chleb, który powstał z wielu ziaren pszenicy, a wino z wielu gron, także kropla wody wpuszczona do kielicha, dobrze wyrażają to zjednoczenie Jezusa z każdym z nas i nasze zjednoczenie z Jezusem oraz braćmi naszymi. Przez Jezusa i Jego ofiarę wszyscy jednoczymy się z Bogiem Ojcem. 

Jakże trzeba nam prosić Pana, aby nas zachował od przyzwyczajenia się do uczestniczenia we Mszy świętej. 

Pewien świątobliwy kapłan stracił wzrok, nie mógł już tak często, jak tego pragnął, udawać się do Kościoła na adorację. Wówczas zdecydował się prosić Ojca świętego Pius X o pozwolenie na przechowywanie Eucharystii we własnym mieszkaniu. Kiedy znalazł się w Rzymie na prywatnej audiencji u papieża, odważył się przedstawić mu jego prośbę. Pius X jednak mu odmówił: „Za wiele prosisz, synu”. Wówczas łzy spłynęły z oczu świątobliwego starca, a papież widząc ból nieszczęśliwego kapłana, ze wzruszeniem uściskał go i powiedział: „Pozwalam, ad tuam consolationem” ( dla twojego pocieszenia ). Po powrocie do domu, ksiądz polecił wykonać tabernakulum dla swojej domowej kaplicy i wyrzeźbić na nim słowa papieża: Ad consolationem. Te słowa mogą nam zawsze towarzyszyć, gdy przychodzimy do świątyni przed tabernakulum i przypominać nam nieustannie, czym jest dla nas Eucharystia. Święci biegali do tego źródła łask zbawienia. Uważali za swój najświętszy obowiązek i najgłębszą radość nawiedzać Najświętszy Sakrament. Z obcowania z Jezusem Eucharystycznym czerpali światło i siłę do pełnienia zadań swojego życia. Św. Teresa  miała „tak żywą wiarę, że gdy nieraz słyszała, jak inni wyrażali swe pragnienia i żal, że nie żyli w tych czasach, kiedy Jezus żył na ziemi, uśmiechała się na to, gdyż mając Pana w Najświętszym Sakramencie równie prawdziwie, jak za śmiertelnego Jego życia – nie pojmowała, czego tu jeszcze więcej pragnąć można”. 

W Święto Bożego Ciała 1841 roku swoje prymicje odprawiał św. Jan Bosko w rodzinnej miejscowości Castelnuovo. Prowadził też procesję Eucharystyczną. Wieczorem tego dnia „mama Małgorzata” ujęła w swe dłonie ręce syna i powiedziała mu z powagą i słodyczą: „Oto zostałeś kapłanem, mój Janku! Odtąd każdego dnia będziesz odprawiał Mszę świętą. Pamiętaj, że zacząć odprawiać Mszę świętą to znaczy – zacząć cierpieć. (…) Odtąd nie myśl już o niczym innym, jak tylko o zbawieniu dusz”. Jakże dobrze rozumiała Eucharystię ta kobieta. Uczestnicząc we Mszy świętej wszyscy w jakimś sensie ma stawać się jak Chrystus hostią ofiarną i przez ofiarę podejmowaną i składaną z siebie codziennie, mamy troszczyć się o zbawienie swoje i dusz nam powierzonych. 

Czytamy w żywocie św. Franciszka Salezego, że kiedyś starał się przekonać pewnego innowiercę o rzeczywistej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Posługiwał się w tym celu swoim genialnym umysłem i głęboką wiedzą teologiczną. Rozmówca wprawdzie nie potrafił odeprzeć dowodów św. Franciszka, ale też nie nawrócił się. Pewnego jednak wieczoru znalazł się w całkiem pustym i pogrążonym w ciemnościach kościele, gdzie paliła się jedynie lampka przed Najświętszym Sakramentem. Ukryty w niewidocznym miejscu, zauważył, jak do Kościoła wszedł św. Franciszek. Z wielką pobożnością oddał cześć Najświętszemu Sakramentowi, klęknął na obydwa kolana i pozostał zatopiony w skupieniu i adoracji. Potem wstał, znowu przyklęknął pobożnie i odszedł. W drzwiach zastapił mu drogę ów innowierca i powiedział: „Księże Biskupie. Twoje zachowanie, nacechowane głęboką czcią i pobożnością, choć mogłeś przypuszczać, że nikt cię nie widzi, okazało mi twoją wiarę i przekonało o prawdzie lepiej, niż twoje głębokie rozumowania”. I człowiek ów szczerze się nawrócił. Oto fakt, który pokazuje nam, jak nasza wiara w obecność Chrystusa w Eucharystii może stać się doskonałym przykładem dla wiary innych.

17                 Pokuta

O jakże słodka będzie śmierć dla tego, kto za życia pokutą zgładził wszystkie grzechy swoje i nie będzie musiał iść do czyśćca! – pisze św. Teresa. Jeszcze za życia będzie mu dano zakosztować rozkoszy i chwały niebieskiej w duszy wolnej od wszelkiego strachu. Pokucie związanej z modlitwą zapewnia sam Boski Mistrz cudowną moc, gdy wypędziwszy ducha nieczystego, poucza Apostołów: „Ten rodzaj żadnym innym sposobem nie może wyjść, tylko przez modlitwę i post”. Pewien założyciel zgromadzenia zakonnego polecił odmawiać swoim braciom taką modlitwę: „O Boże, okaż mi miłosierdzie i napełnij mnie Twoją bojaźnią, abym zdołał naprawić przed śmiercią wszelką utratę łaski, jakiej miałem nieszczęście czy głupotę dopuścić się… Spraw, abym osiągnął tę doskonałość, do której chciałeś mnie przywieść według planu swojego, a którą miałem nieszczęście udaremnić przez niewierności moje. Racz także w dobroci swojej naprawić w innych te straty łaski, jakie ponieśli wskutek mojej winy.”