CZYTAMY EWANGELIĘ ŚW. MATEUSZA

Tolle lege

CZYTANIE I ROZWAŻANIE EWANGELII ŚW. MATEUSZA WEDŁUG PROSTEJ METODY:

  1. PRZECZYTAJ WSKAZANY TEKST Z WŁASNEGO EGZEMPLARZA EWANGELII ( EWENTUALNIE Z APLIKACJI ) – ABY ZACHOWAĆ KOLEJNOŚĆ MOŻNA SUGEROWAĆ SIĘ DNIEM TYGODNIA LUB KOLEJNYM NUMEREM
  2. PRZECZYTAJ ROZWAŻANIE
  3. ZAKOŃCZ MODLITWĄ WEDŁUG WSKAZANIA I WŁASNYCH PRZEMYŚLEŃ

1. Poniedziałek – Ewangelia Mateusza 1, 1 – 17 

Rozważanie: Jak wielu ludzi buduje historię jednego człowieka? Gdy cofamy się w przeszłość, gromadzimy informację na temat naszych przodków, analizujemy ich życie, ich cechy osobowości, tworzymy równanie, z którego wynika to, kim my jesteśmy dzisiaj. Dokładając całą swoją oryginalność i niepowtarzalność, dostrzegamy cechy wspólne naszych rodziców, dziadków, naszych krewnych. Ewangelista Mateusz sporządził rodowód Jezusa. Podkreślił, że był synem Abrahama i Dawida. Poznać kogoś, to poznać ludzi, wśród których wzrastał i żył. Wiele wspólnych cech odnajdujemy w postaciach poprzedzających przyjście Jezusa na świat. Jezus wchodzi w naszą historię. Będąc Bogiem przyjmuje całą historię narodu, rodzin i osób. To wszystko, co wydarzyło się w przeszłości skupia się teraz w Jego życiu. Ma swoje znaczenie. Jezus będzie działał  w kontekście tych wszystkich osób i zdarzeń.  Co to oznacza dla nas? Poczuć się częścią całego ciagu historii ludzi. Doświadczyć integralności z tymi, którzy z nami się zetknęli i wywarli jakiś wpływ na nasze życie. Pomodlić się za te osoby. W tych osobach jest streszczona historia naszego życia. Historia życia człowieka jest historią spotkanych osób. Ludzie pojawiają się w naszym życiu i znikają. Ale coś z siebie zostawiają w naszych cechach i postawach. Jesteśmy sumą ludzi, których spotykamy. Nie zmienia to faktu, że pozostajemy w dużej mierze wyjątkowi i niepowtarzalni. Czerpiąc tak wiele od innych, pozostajemy sobą. Trzeba zwracać uwagę na wszystkie osoby, które pojawiają się w codzienności życia. Zastanowić się, co one mówią nam o nas samych. Przejrzeć się w tych osobach jak w lustrze. Nasze myśli o ludziach nie są prawdą o nich. Są raczej naszym wyobrażeniem, zbudowanym na podstawie tego, co nas od nich spotkało. 

Pomodlę się za wszystkie osoby, które spotkałem w życiu. Podziękuję Bogu za wszelkie dobro, którego udzielił mi przez ludzi. Będę bardziej czujny, co Bóg chce mi powiedzieć przez każdą osobę. Co chce mi powiedzieć o Sobie i co chce mi powiedzieć o mnie.

2. Wtorek – Mt 1, 18 – 25 

Rozważanie: Można uznać, że ten fragment jest „zwiastowaniem Józefowi”. Tak jak Maryja miała swoje zwiastowanie, tak Józef we śnie otrzymuje konkretne informacje i wskazania. Charakterystycznym jest to, że Józef po zorientowaniu się, że Maryja jest w stanie błogosławionym, nie podejmuje myślenia spekulatywnego, ale konkretnie planuje, jak rozwiąże całą sytuację. Tutaj wychodzi wielkość jego osobowości. Chce zachować się niezwykle szlachetnie. Choć sam mógł uważać się za człowieka skrzywdzonego, nie myśli o sobie, ale chce ratować Maryję. Nie ocenia Jej, nie tworzy teorii spiskowych, ale w całej tej sytuacji szuka najlepszego rozwiązania. To jest piękna cecha. Szukać zawsze dobrego i szlachetnego rozwiązania. Nie zawsze trzeba rozumieć to, co się dzieje. A jednak szukać najbardziej godnego i szlachetnego rozwiązania. W sprawach ważnych Pan Bóg daje podpowiedzi. Józefowi dał wskazania we śnie. Gdzie my możemy szukać głosu Boga? Józef ma nadać imię dziecku, które porodzi Maryja, a więc prawnie będzie on ojcem. To imię przekazał mu anioł Pański: Jehoszuah – Bóg Jahwe zbawia. Imię Jezus jest pięknym słowem, które brzmi w różnych językach bardzo zrozumiale. Można tego doświadczyć w czasie odmawiania różańca w Fatimie. Na słowie „Jezus” kończy się pierwsza część modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. Ale to imię dźwięczy nam ciepło w naszych ustach, za każdym razem, gdy je wypowiadamy. Przyzywa osobę Jezusa, który jakby na zawołanie swojego imienia staje obok nas. Czujemy Jego obecność. Znaczenie tego imienia jest potężną modlitwą: Bóg zbawia. Dlatego to imię jest triumfem dla wszystkich, którzy szukają zbawienia w Jezusie. Przed tym imieniem drżą demony. Jezus zbawia, czyli robi coś sprzecznego z tym, czego demony by sobie życzyły. 

Pomodlę się, żebym naśladował Józefa w jego szlachetności. Szukał zawsze godnego rozwiązania wszystkich problematycznych sytuacji. Będę szukał podpowiedzi Boga. Chciałbym często w ciągu dnia delektować się imieniem Jezus. Wypowiadając je chciałbym pamiętać, jak wielką moc ma imię Jezusa wypowiedziane świadomie i czule. Podziękuje Bogu, że przyszedł na świat, aby mnie zbawić. 

3. Środa – Mt 2, 1 – 12 

Rozważanie: Ten fragment każe nam popatrzeć na narodziny Jezusa oczami Mędrców ze Wschodu. Ich postawa jest wyrażona przez czasowniki opisujące ich działanie: przybyli, pytali, ruszyli w drogę, weszli do domu i zobaczyli, upadli na twarz i oddali Mu pokłon, ofiarowali Mu dary, nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny. To, co zrobili Mędrcy powtarza się dokładnie w życiu każdego człowieka, który szuka Boga. A pragnienie poznania Boga jest inspiracją do podjęcia konkretnych kroków. Kiedy Bóg zostaje odnaleziony, objawia się prawda o Bogu i człowieku. Ta prawda o Bogu i człowieku jest wyrażona w „oddaniu pokłonu”. W tym geście widzimy: kim jest Bóg, a kim jest człowiek. Potem wracamy do swojej ojczyzny. Od odnalezienia Boga nasze życie na zawsze się zmienia, dlatego wracamy „inną drogą”. Omijamy tych, co mogliby zaszkodzić, już nie tyle małemu dzieciątku objawionemu w Betlejem, ile naszej miłości do Boga. Omijamy to, co jest w nas, a co mogłoby niszczyć naszą więź z Bogiem. Wybierając „inną drogę powrotu do ojczyzny”, tak naprawdę wybieramy inną drogę powrotu do ojczyzny niebieskiej. Wybieramy inny styl życia, w którym szukanie Boga, pytanie o Boga, oddawanie Mu pokłonu, stanie się zasadniczym sensem i celem naszego życia. 

Pomodlę się o mądrość Mędrców. Mądrość, która jest poszukiwaniem i znajdowaniem tego, co najpiękniejsze. Mądrość, która jest ciekawością, wzbudza zainteresowanie, nie jest nudna i pasywna. Skłania do podróży w nieznane. Mądrość, która obiera sobie najpiękniejszy z celów. Utożsamia się z Bogiem.

4. Czwartek – Mt 2, 13 – 15 

Rozważanie: Ucieczka do Egiptu jest sposobem ocalenia Jezusa i Jego wielkiej misji. Egipt w myśli Starego Testamentu kojarzy się przede wszystkim jako miejsce niewoli dla Izraelitów. Na początku rodzina Józefa przybyła do Egiptu w poszukiwaniu ocalenia przed głodem. W Egipcie z miłosierdzia Józefa jego bracia i rodzina znaleźli swoje ocalenie i ratunek. To nie było jednak miejsce obietnic Pana. Z czasem Egipt stał się dla nich więzieniem. Trzeba było Mojżesza i cudownego planu Boga, aby wyjść z Egiptu i udać się do swojego kraju. Jezus wchodzi w historię swojego narodu. Ucieczka do Egiptu Jezusa, Józefa i Maryi przed śmiercią jest odbiciem ucieczki rodziny Józefa przed śmiercią głodową. Egipt staje się bezpiecznym miejscem. Ale to nie w Egipcie Jezus ma do spełnienia swoją misję. Ten epizod ma charakter głęboko symboliczny. Jezus przeszedł wyzwolić ludzi z niewoli grzechów i zła, jak Mojżesz wyzwolił swój naród z niewoli egipskiej. Jezus jest nowym Mojżeszem. A raczej Jezus jest protoplastą Mojżesza. Aby ocalić Boga w swoim sercu i uchronić przed złem swoją wiarę, trzeba czasem uciec w bezpieczne miejsce, schronić się przed tymi, którzy niszczą w nas ducha. Usunąć się sprzed oczu tym, którzy są rozdrażnieni i chcą siać spustoszenie w naszych relacjach. Znaleźć swój Egipt, aby przetrwać trudny czas. Jednak dalszym ciągiem takiego doświadczenia jest powrót do miejsca, gdzie każdy z nas ma do spełnienia swoją misję. Gdzie Bóg nas chce. Gdzie Bóg zaplanował nam spełnienie. A potem trzeba mi mieć w sobie stale silnego Mojżesza, bo ciągle pozostaję uwikłany w świat. Muszę mieć w sobie Mojżesza, aby on nie przestał mi być dowódcą, aby się we mnie nie zestarzał i abym znowu nie stał się niewolnikiem demonów. 

Pomodlę się, bym potrafił chronić dobro wiary, jakie Bóg złożył we mnie jako swoją łaskę. Pomogę innym wyjść z jakiegoś więzienia, które niszczy ich życie. Uświadomię sobie moją misję i będę się starał ją dobrze wypełnić. 

5. Piątek – Mt 2, 16-18 

Rozważanie: Herod jest postacią negatywną. Jest dyktatorem, który za wszelką cenę chce utrzymać władzę. Jest w stanie zabijać dzieci, aby osiągnąć swój cel. Przez to, będzie postacią symboliczną dla tych wszystkich, którzy pozostaną w pamięci zbiorowej ludzkości jako zbrodniarze. Ten krótki fragment przedstawia postać Heroda, którego gniew uwalnia się w sytuacji, gdy coś nie dzieje się po jego myśli i zostaje zawiedziony przez Mędrów. Choć to zawiedzenie w ocenie obiektywnej ma charakter pozytywny to jednak dla Heroda jest to powód, aby wpaść w furię. On chciał zmanipulować Mędrców, ale dzięki interwencji anioła sam został „zmanipulowany” przez Mędrców. Reasumując, ten fragment pokazuje proces, jaki zachodzi w człowieku i doprowadza do wielkiego zła: Mędrcy zawiedli, Herod wpadł w straszny gniew, kazał pozabijać wszystkich chłopców do lat dwóch. Zabijanie dzieci może być tu rozumiane jako najbardziej wynaturzone zło. Jeśli człowiek tak bardzo podda się gniewowi, to może przekroczyć wszelkie granice moralnych zachowań. Każdy człowiek doświadczy tego, że inni go zawiodą. Pytanie: co z tym zrobi? Jeśli człowiek pozwoli, aby zawładnął nim gniew, może sprowadzić na innych i siebie straszne zło. Stanie się Herodem, który uruchomi mechanizm niszczenia wszystkich, którzy mu zagrażają. 

Pomodlę się, abym potrafił przyjąć, że inni mogą mieć zawieść. Powinienem zobaczyć, że ja także mogłem kogoś zawieść. Będę próbował opanować gniew, widząc, że straszny gniew może uczynić dużo zła. Może zabić w kimś chęć do życia, pracy, rozwoju. Może sprawić, że pozbawię kogoś spokoju i bezpieczeństwa. Zabiorę mu poczucie szczęścia. 

6. Sobota – Mt 2, 19-23 

Rozważanie: Mesjasz miał pochodzić z Betlejem. Taka była zapowiedz proroków. Jezus rodzi się w Betlejem. Jednak Maryja, Józef i Jezus muszą uciekać do Egiptu. Po powrocie z Egiptu nie wracają do Betlejem. Swoje dziecięce i młodzieńcze życie Jezus będzie spędzał w innym mieście. Stało się tak na skutek obawy Józefa, który po powrocie z Egiptu zorientował się, że Archlaos, syn Heroda Wielkiego, jest również, jak jego ojciec, bezwzględnym tyranem. Józef wybrał więc na miejsce życia swojej rodziny Nazaret. Miasto nie cieszyło się dobrym imieniem. Nie miało dobrej sławy. A jednak Jezus będzie nazywany Nazarejczykiem. Miejscowość, gdzie mieszkamy, może nie mieć dobrego imienia. Może nie ciszyć się dobrą sławą. Ludzie mogą się nie wyróżniać niczym wyjątkowym. Ale Pan chce zamieszkiwać pośród wszystkich społeczności. Dobra parafia, duch modlitwy, budowanie wspólnoty – mogą zmieniać mieszkańców. Fakt, że Jezus żył w Nazarecie sprawił, że będą określali Jezusa przydomkiem Nazarejczyk. Dziś dla wierzących byłby to wielki honor, gdyby można było Jezusa określać przydomkiem naszej miejscowości czy naszej parafii. Ale jeszcze ważniejsze jest to, jak my określamy Jezusa, gdy z nim rozmawiamy, gdy się modlimy: Jezu, mój Przyjacielu, Jezu, mój Wybawco. Jezu, zmiłuj się nade mną. Jezus z niepozornego miasta czyni miasto wspaniałym, gdyż On w nim zamieszkuje. Jezus z najgorszego serca czyni serce piękne, gdy On to serce zamieszkuje. 

Moje serce jest jak Nazaret. Nie ma dobrej sławy, nie cieszy się dobrą opinią. Ale bardzo chce, aby Jezus w nim mieszkał. Gdyby można było powiedzieć: Jezus pochodzący z twojego serca, Jezus żyjący w moim sercu. Będę się modlił, by Jezus zawsze mieszkał w moim sercu, choć ono tak często nie jest dobrym miejscem, aby mieszkał w nim Bóg. 

7. Niedziela – Mt 3, 1-12

Opis głoszenia nawrócenia i udzielenia chrztu przez Jana jest przesłaniem, że człowiek w swoim sumieniu ma potrzebę uwolnienia się od swoich grzechów. To, co stanie się zadaniem apostołów i ich następców, jako sakrament pokuty, ma miejsce już nad Jordanem. Jednak samo uwolnienie się od grzechów to jedno, a przemiana myślenia i życia to drugie. Jan mówi o potrzebie nawrócenia. Odpuszczenie grzechów powinno przynieść dobre owoce. Jednak sama przynależność do Kościoła czy przyjęcie chrztu nie zapewni automatycznie zbawienia człowiekowi. Człowiek powinien się zmagać o dobre życie, które doprowadzi go do zbawienia. 

Postawa Jana niesie dobre wskazania. Mieć wielką miłość, szacunek i pokorę wobec Jezusa, któremu nie jesteśmy godni „nosić sandałów”. Dostrzec w Jezusie swojego Zbawcę i Pana. Zobaczyć w Nim także swojego Sędziego. On ma wiejadło w ręku. Wiejadło to narzędzie do oddzielenia ziarna od plew, podobne do wideł lub szufli. Było używane od starożytności, a w wielu regionach świata używane jest do dziś. Gdy był silny wiatr podrzucano wiejadłem ziarno wymieszane z plewami. Ziarno spadało na klepisko, a plewy były porywane przez wiatr. Użycie takiego porównania przez Jana wskazuje na czynność sędziowską, która ma ocenić, kto kim stał się w czasie swojego życia. Czy bardziej przypomina ziarno czy plewy?

Pomodlę się, aby moje życie było ziarnem. Będę cierpliwie usuwał chwasty ze swojego serca. Poproszę o szacunek i pokorę wobec Jezusa, bym zobaczył wyraźnie, że nie jestem godzien „nosić Jego sandałów”. Będą uczciwie korzystał z sakramentu pokuty, aby mieć stały dostęp do Komunii świętej. Pomyślę o moim zbawieniu. 

8. Poniedziałek – Mt 3, 13-17

Jan musiał być zdziwiony, skoro pośród grzeszników staje Jezus. Jezus przyjmuje chrzest, bo w chrzcie Jana jest zawarta prawda o oczyszczeniu i nawróceniu, za którą On odda życie. Jezus chce nam przekazać, że stając pośród nas grzeszników jesteśmy dla Niego ważni. Staje pośród nas, czyli nie brzydzi się naszymi grzechami. On przyszedł je zgładzić. Jak woda oczyszcza ciało, tak człowiek potrzebuje oczyszczenia duszy. Dokonuje się to przez chrzest, a potem przez całe życie przez sakrament pokuty. Kiedy chrzest przyjmuje dorosła osoba, nie musi się spowiadać. Jej grzechy zostają zgładzone na mocy chrztu. Jezus pokazuje pewną prawidłowość. Aby Duch Boży mieszkał w człowieku, trzeba oczyszczenia z grzechów. To jest naturalne dla natury duchowej człowieka. Nie można pogodzić w sobie dobra i zła, Boga i demona, grzechu i łaski. Trzeba odejść od złego życia, aby zaprosić do wnętrza Bożego Ducha. Nasza grzeszna natura będzie powracać do grzechów, ale nigdy grzechy nie powinny być zaakceptowane i bagatelizowane. Są one polem walki, w której człowiek sprzeciwia się temu, co nie potrafi się w nim jeszcze zmienić. I nam trzeba usłyszeć słowa: Ten jest mój syn umiłowany. Świadomość, że jesteśmy kochani przez Boga jest najlepszą motywacją do ciągłej przemiany życia. 

Pomodlę się, abym pomimo swoich grzechów Jezus zawsze był ze mną. Wyobrażę sobie swoje serce jako dom, w którym nie mogą razem mieszkać Bóg i demon, łaska i grzech. Nigdy nie pogodzę się z tym, że grzeszę, ale cierpliwie będę walczył, jak żołnierz, który nie dezerteruje. Będę pamiętał, że jestem umiłowanym synem Boga Ojca, a Jezus jest moim Bratem.  

9. Wtorek – Mt 4, 1 – 11

Odpowiedzią na pokusy, jakby małym egzorcyzmym, jest Słowo Boże, czytane, rozważane i wprowadzane w życie. W pierwszej pokusie szatan podpowiada, że Jezus może wykorzystać swoją boską moc i sprawić, że bez pracy i wysiłku będzie miał dostatnie życie. Postawa wobec drugiej pokusy wskazuje jednoznacznie, aby nie manipulować Bogiem. Szatan wypacza właściwy sens słów. Próbuje przeforsować złą interpretację. Pokusa żąda od Boga interwencji według ludzkich nieroztropnych decyzji. Człowiek w sposób świadomy albo nie do końca świadomy chce, aby Pan Bóg mu służył. To pokusa traktowania Boga przedmiotowo. To próba wykorzystania Jego boskich możliwości. Demon chce podpowiedzieć, że w konsekwencji spektakularnych popisów, Jezus zyskałby dużą ilość zwolenników. To pokusa robienia z siebie widowiska. Wreszcie trzecia część dialogu prowadzi do ukazania prawdy, o co tutaj chodzi. Diabeł chce dla siebie chwały. Tu już nie ma gry pozorów. Tu wychodzą czyste intencje złego ducha. On w konsekwencji żąda od swoich zwolenników chwały i oddania. W takiej sytuacji Jezus staje się stanowczy: „Idź precz szatanie! Jest napisane: Bogu będziesz oddawał pokłon”. Wobec pokusy potrzebna jest stanowczość, ale także świadomość, że tylko Bóg jest wielki i może pomóc być silnym wobec pokus szatana. Jemu trzeba służyć, aby nie dać się wplątać w pokłony wobec diabła. Scena opisana w czwartym rozdziale Ewangelii Mateusza wyraźnie pokazuje nie tylko to, że szatan istnieje. Ale ukazuje, że diabeł jest największym wrogiem Boga, człowieka i zbawienia. Znakiem zwycięstwa nad pokusami szatana są aniołowie, którzy przychodzą, aby usługiwać Jezusowi.

Będę czytał Słowo Boże, aby demon nie miał do mnie łatwego dostępu. Nie będę manipulował Bogiem. Nie chcę robić z siebie widowiska. Będę chciał przyciągać innych do Boga nie do siebie. Boże dopomóż mi wytrwać w pokusach. Daj mi moją pustynię, która umocni mnie wobec szatana. Odmówię sobie dziś czegoś do jedzenia. Poproszę o odwagę i siły do walki.

10. Środa – Mt 4, 12 – 17

Jezus rozpoczyna działalność wzmocniony pobytem na pustyni, a potem obecnością aniołów. Rozpoczyna działalność w okolicy Kafarnaum. Nie w Jerozolimie, nie w Nazarecie, ale w mieścinie, gdzie mieszkała mała społeczność żydowska, pośród większości pogańskiej. Mateusz przywołuje proroka Izajasza: lud, który siedział w ciemności, mieszkańcy… krainy śmierci. Oni pierwsi – według relacji Mateusza – usłyszeli naukę Jezusa: ujrzeli światło wielkie. Różne są etapy świadomości naszej wiary. Nasze serce często jest jak Kafarnaum, siedzi w ciemności, jest krainą śmierci. Aż wreszcie przychodzi do naszego serca On. Nie wiemy dlaczego akurat do naszego serca. Nie wiemy dlaczego w tym momencie daje nam „światło wielkie”, ale dokładnie słyszymy słowa, które nie straciły nic ze swojej aktualności: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie. Nawracajcie się, czyli zmieniajcie swój sposób myślenia: życie nie jest ciemnością, nie jest równią pochyłą ku śmierci. Jest królestwo, które ogłasza Pan. Ono jest blisko. Owo „blisko” jest doświadczeniem miejsca, bo królestwo Jezusa, a może raczej przedsionek tego królestwa, jest dzisiaj w Kościele, w sakramentach, szczególnie w Eucharystii. Tu doświadczamy bliskości królestwa. Kiedy Jezus mówi, że „bliskie jest królestwo niebieskie”, chce powiedzieć Ja jestem blisko. Tam gdzie jest Jezus, królestwo jest blisko. Kiedyś był w Kafarnaum blisko swoich słuchaczy i oznajmiał im dobrą nowinę o królestwie niebieskim, dziś jest blisko w naszym kościele i ustami kapłana głosi nam prawdę o królestwie niebieskim. Owo „blisko” ma znaczenie także czasu. Blisko, to znaczy krótkie jest życie człowieka. Człowiek żyje kilkadziesiąt lat, ale to życie mija szybko. Trzeba mieć poczucie tymczasowości. Blisko znaczy szybko nadejdzie. To jest szczególnie ważne wtedy, kiedy człowiek jest udręczony życiem, wpada w zniechęcenie czy depresję. Słowa: „blisko jest królestwo niebieskie” są wtedy bardzo pocieszające. 

Pomodlę się o światło pośród moich ciemności. O wielką wrażliwość na królestwo niebieskie. Poproszę Jezusa, aby pomagał mi się stale nawracać. Uświadomię sobie piękno zapowiedzi, że czeka nas doświadczenie lepszego świata. Będę żył bliskością tego zapowiedzianego świata w rozumieniu miejsca i czasu. 

11. Czwartek – Mt 4, 18 – 25

Powołanie. Człowiek w swojej młodości, nie zawsze ma sprecyzowany plan, co chciałby w życiu robić. Nie zawsze Pan zastaje nas na etapie określonego stylu życia. Gdy człowiek myśli o swojej dorosłej przyszłości, to chciałby przede wszystkim robić coś sensownego. Robić coś, co będzie ciekawe, twórcze, co da poczucie spełnienia. „Zarzucać sieć” – może oznaczać pracę nieprzewidywalną, bez znajomości tego, jaki przyniesie efekt. „Naprawiać sieć” – to z kolei mieć świadomość niedoskonałości świata, a człowiek swoim skromnym życiem, może trochę ten świat ponaprawiać. Pracować z poświęceniem i rzetelnością. Dobrze poznając zajęcie, którym chce się wypełnić swoje życie. Kiedy słyszymy, że Pan przechodzi obok nas, powinniśmy się zastanowić, czego od nas chce. Co nam powie? A jeśli przywoła nas po imieniu? Choć każdy powołany może odczuwać radość i lęk jednocześnie, to liczy się też zaufanie do Jezusa. To zaufanie wyraziło się w tym fragmencie w słowie: „natychmiast”. Kiedy spotyka nas takie szczęście, że Pan chce nas mieć blisko siebie, chce byśmy żyli u Jego boku, nie powinniśmy przeprowadzać wnikliwej analizy, co stracimy i co zostawimy. Zostawimy dotychczasowy styl życia, sposób myślenia, nasze nawyki i przyzwyczajenia. Tak, powołany musi coś zostawić. Ale czy warto się zastanawiać, co należy zostawić, skoro otrzymuje się milion razy więcej? Pan dla powołanego ma przygotowane: milion razy więcej! ( Ewangeliczne „sto” oznacza tak naprawdę ogromną ilość dobra i łask ). Powołanie, to zaproszenie do życia z Jezusem, w bliskości z Nim – to jest milion razy lepsze niż wszystko inne. Powołanie to także oddanie Mu swoich nóg, rąk i ust, aby On mógł działać pośród owiec. Nie ma znaczenia czy Pan powołuje cię do bycia księdzem, siostrą, żoną, mężem, rodzicem czy powoła cię do określonego zawodu i ludzi, z którymi będziesz dzielił biuro czy warsztat. Coś zostawiasz, aby zyskać milion razy więcej! Jego samego! Ważne jest tylko owo „natychmiast”. Ono jest świadectwem tego, czy wybieramy Pana sercem? Czy nasze serce pozwoli nam zaufać bez granic? Fulton Sheen napisał w swojej autobiografii: Pan nie wybiera najlepszych. Otrzymałem powołanie nie dlatego, że Bóg w swojej boskiej mądrości uznał mnie lepszego od innych. Boża miłość też jest ślepa. Znam tysiące mężczyzn, którzy bardziej niż ja zasługują na to, aby być kapłanami. On często wybiera niedoskonałe narzędzia, aby mogła objawić się Jego potęga. 

Podziękuję Panu za swoje powołanie. Za to, że przygotował moje serce, abym odpowiedział Mu „natychmiast”, bez kalkulowania, na co się decyduję, na jakie trudy, ale też na jakie szczęście! Poproszę za wszystkich powołanych, aby szczerze i z odwagą szli za Panem!

12. Piątek – Mt 5, 1- 12

Błogosławieństwa:

Ubodzy w duchu – jestem ubogi w duchu, kiedy zdaję się na Boga. Są rzeczy, które ode mnie nie zależą. Czegoś nie mam. Na przykład: jestem ubogi materialnie, nie mogę poradzić sobie z rozwiązaniem jakiegoś problemu. W tym w pewnym sensie objawia się moje ubóstwo jako człowieka, moja ograniczoność, moje możliwości wpłynięcia na bieg rzeczy. Taka sytuacja ma mi przypominać, że wszystko zależy od Boga. Kiedy wiem, że od Boga zależy moje życie jestem duchowo spokojny i wolny. Dlatego błogosławiony.

Smutni – mój smutek powinien przede wszystkim wynikać z własnego grzechu. Powinienem być smutny z tego powodu, że grzeszę. Z grzechu wynika wszelkie zło na świecie i moim życiu. Dlatego nie każdy smutek jest błogosławiony. Smutek opłakujący grzechy i niewierność Bogu ma charakter oczyszczający i nawracający. Taki smutek jest błogosławiony. 

Cisi – cichość jako postawa życiowa ma swoją wartość. Ale nie chodzi o cichość w sensie milczenia. Nie chodzi o małomówność. Cichym jest ten, który panuje nad swym gniewem. To wtedy, gdy człowiek jest wewnętrznie wzburzony trudno jest być cichym i spokojnym. Trudno jest zachować pokój i zgodę. 

Łaknący i pragnący sprawiedliwości – idealna sprawiedliwość będzie panowała w Królestwie Niebieskim. Ale sprawiedliwość powinna być usilnym dążeniem już tu na ziemi. Bardzo często nie zależy ona od pojedynczego człowieka. Dlatego trzeba jak najbardziej pragnąć takiej sprawiedliwości, zabiegać o nią, łaknąć jej. W ten sposób przyczyniamy się choćby w małym stopniu do urzeczywistniania tej postawy wokół siebie. 

Miłosierni – Bóg jest miłosierny w sposób doskonały. On przez wszystko okazuje człowiekowi swoje miłosierdzie. Chce także posłużyć się nami, aby świadczyć miłosierdzie innym. Bóg ma do dyspozycji nasze ręce, nasze usta, nasze serce, które może w Jego imieniu okazać miłosierdzie. Każdy z nas otrzymuje Boże miłosierdzie i przez to ma okazję, aby tym doświadczeniem podzielić się z innymi. 

Czystego serca – czystości naszego serca strzegą przykazania, nauka Ewangelii, ale i nasze sumienie. Chodzi o to, aby była zgodność z tym, co jest duchowe: serce, sumienie, myśli, pragnienia, uczucia, wola, z tym, co jest na zewnątrz – postawa widoczna dla oczu. Każde rozejście się jest złamaniem tego błogosławieństwa. Jeśli kierujemy się szczerą miłością do Boga, zachowanie czystości serca będzie podporządkowane tej miłości. Będzie jakby w służbie tej miłości. Ta zgodność, ta prawdziwość, ta uczciwość, ta integralność, to dążenie do niej jest gwarantem oglądania Boga twarzą w twarz. 

Wprowadzający pokój – pokój jest wielką wartością. Bóg chce, abyśmy żyli w pokoju. Człowiek mimo niedoskonałości tego świata może w miarę żyć w pokoju. Cieszyć się pokojem. Jezus pokazuje nam, że nie zawsze pokój udaje się w prowadzić łagodnością i cichością. Czasem trzeba zawalczyć o pokój stanowczością i stawianiem wymagać. Ewangelia jest Księgą Pokoju, ale wprowadzenie jej w życie jest często wymagające i stanowcze. Jesus wyrzucając przekupniów ze świątyni, chciał, aby ludzie mogli przychodzić do niej i modlić się w pokoju. Ale wobec chaosu, który zapanował w tym świętym miejscu, trzeba było użyć stanowczości. W czasie każdej Mszy świętej modlimy się o pokój: pokój zostawiam wam, pokój mój daje wam. Przed przyjęciem Jezusa do serca chcemy sobie uświadomić, że powinniśmy być ludźmi pokoju. Pokój powinien być owocem naszego zjednoczenia z Panem. 

Prześladowani dla sprawiedliwości i ze względu na imię Jezusa – kiedy staramy się zachować poprzednie błogosławieństwa rodzi to pewne napięcia, napotykamy na sprzeciw i złe nastawienie innych. Nie chodzi tylko o tych, którzy pozostają poza Kościołem, ale także o nasze środowiska, w których nie jesteśmy zrozumiani ze względu na pragnienia życia wiarą. Kiedy inni jakoś nas atakują ze względu na Chrystusa. Prześladowani mają zapewnioną tzw. wielką nagrodę w niebie. Są wyróżnieni. Mają się cieszyć, że mogą dla imienia Jezusa znieść doświadczenia. 

Zachowanie błogosławieństw będzie naszym staraniem, jeśli w nich odnajdziemy sens. A jaki może być sens tych wskazań? Otóż, wskazania określne mianem błogosławieństw zostały najpierw wypełnione przez Jezusa. Jezus pierwszy wypełnił swoje kazanie. Możemy przeanalizować każde błogosławieństwo i dostrzec takie momenty w Jego życiu zapisane w Ewangeliach, w których Jezus wypełnia dokładnie swoją naukę. Jeśli kochamy Jezusa, chcemy Go naśladować. Chcemy żyć podobnie. 

Problem zaczyna się wówczas, gdy odkochujemy się od Chrystusa. Człowiek może się odkochać. Kochał, ale przestał kochać. Życie staje się ogromnym ciężarem, gdy człowiek odkochuje się od drugiego człowieka. Ale kiedy odkochuje się od Boga, życie staje się koszmarem. Jak wielu ludzi szuka sensu i ratunku w psychologii, ucieczce w używki, jak wielu chce zagłuszyć ból życia czymkolwiek, zapominając, że problem jest w tym, że człowiek się odkochał, a może jeszcze tak na dobre się nie zakochał. Jeśli kochamy Jezusa wypełnienie błogosławieństw przestaje być gigantycznym problemem. 

Poproszę Boga, aby dał mi łaskę lepszego rozumienia błogosławieństw i życia nimi na co dzień. Mieć światło wiary, w którym potrafiłbym nazwać daną postawę błogosławieństwem i konsekwentnie żyć nią pośród ludzi. Dostrzec na ile udaje się wypełnić błogosławieństwa, a na ile powinienem je na nowo poznać, zrozumieć i realizować. Najważniejsze – to nie odkochać się od Boga. 

13. Sobota – Mt 5, 13 – 16

Jezus jest dla nas solą i światłem. Ale kiedy stajemy się prawdziwie Jego uczniami, mamy Go naśladować w tej postawie. Być solą i światłem. Nie chować pod korcem swojej wiary czyli nie ukrywać – forma metafory. Korzec to naczynie odmierzające ciała sypkie. To jest wskazanie, że nie żyjemy swoim chrześcijaństwem dla siebie. Ale dajemy swoje myślenie i czyny innym. To nasze dawanie świadectwa powinno ukierunkować innych do rozpoznania i chwalenia Boga, który chce być rozpoznany jako Ojciec dla wszystkich. Kiedyś jako małe dzieci uczono nas jak ważną rolę pełnią dobre uczynki. Jak dzisiaj to wygląda? Czy możemy powiedzieć, że dbamy o jakieś dobre uczynki w ciagu dnia? Czy spełnianie dobrych uczynków jest dla nas wartością? Zrobienie czegoś dobrego powinno iść w parze z naszą wiarą. Wtedy to może stać się motywem, dla którego ktoś dalej stojący od Boga może skierować ku Niemu swoje serce. To bycie solą i światłem ma charakter osobistego wysiłku. Kiedyś bycie matką, ojcem, nauczycielem, księdzem oznaczało szacunek ze względu na rolę jaką się pełniło. Dziś nie udziela się zaufania „in blanko”. Dziś na szacunek trzeba sobie zapracować osobiście. Trzeba udowodnić, że warto zaufać. Dobre czyny dają świadectwo naszej wiary, a nie sama wiara. Jesteśmy solą i światłem, gdy nasza wiara jest odbiciem naszego życia i odwrotnie. Nasze czyny wskazują na wiarę, z której czerpiemy mądrość i siłę do dobrego życia.

Pomodlę się o dobre uczynki dla siebie. Także za ludzi, którym świadczę dobro. Niech rozpoznają w tym dobru dobrego Boga. On działa także dziś pośród nas. Podziękuję Bogu za dobre uczynki tych, którzy skierowali je do mnie. Dzięki którym, poczułem, że życie ma lepszy smak i odnalazłem drogę pośród ciemności swoich problemów. Niech dobro, które otrzymuję od innych wzbudza we mnie postawę wdzięczności wobec Boga i tych konkretnych ludzi. 

14. Niedziela – Mt 5, 17 – 20

Kluczem właściwego wypełnienia Prawa Starego Testamentu jest słowo „wypełnić”. Greckie słowo wypełnić – plerosai znaczy nie tylko wypełnić, ale też udoskonalić i uzupełnić. Udoskonalenie Prawa ST jest konieczne ponieważ przez lata historii Izraela zostało ono zniekształcone. Wyjaśnienia Prawa przez uczonych żydowskich spowodowały, że interpretacja Prawa straciła czasem istotę tego, co go stanowiło. Jezusowa „korekta” ma przywrócić właściwą interpretację i ducha Prawa danego przez Boga, które ze swej natury nie może być zmienne i wieloznaczne. W tym sensie to udoskonalone rozumienie Prawa jest dla nas podstawą, abyśmy mieli większą sprawiedliwość niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów. A to z kolei jest ważne dla naszego zbawienia. Jak mówi Jezus dla naszego wejścia do królestwa niebieskiego. Nasze rozumienie tego fragmentu powinno uwrażliwić nas na wierne, zgodne z nauką Kościoła tłumaczenie Słowa Bożego. Powinno przestrzec przed pokusą swojego subiektywnego tłumaczenia sobie prawd wiary, które mogą oznaczać tworzenie swojej „prywatnej religii”, a w konsekwencji narażanie się na utratę zbawienia. 

Pomodlę się o to, abym wiernie żył Słowem Bożym. Będę walczył z pokusą subiektywizmu w sprawach wiary. Uznam z pokorą, że Duch Święty czuwa nad właściwym przekazem i interpretacją Objawienia Bożego w Piśmie Świętym.

15. Poniedziałek – Mt 5, 21 – 26

Jezus dotyka sedna ludzkiego zła. Ono zaczyna się wewnątrz człowieka. Gniew, który rodzi się z różnych powodów, powinien być wyciszony i ujarzmiony. Jeśli tak się nie dzieje zaczyna się przejawiać na zewnątrz. Na początku w złych słowach, obraźliwych inwektywach, przezwiskach, tak aby uderzyć w drugiego, poniżyć go, zadać mu werbalny cios. W czasach Jezusa powiedzieć komuś „raka” to powiedzieć jesteś głupcem, pustą głową, człowiekiem godnym pogardy. Powiedzieć komuś bezbożniku to dotknąć jego intymnej relacji z Bogiem, która może być lepsza lub gorsza, ale ma ona charakter bardzo osobisty i wyłączny. To dlatego nasze myśli, nasze osądzanie innych w duchu,  ma swoje znaczenie moralne. Podlega osądzeniu w sakramencie pokuty. Jesteśmy wezwani do tego, aby nasze złe nastawienie do drugiego zmieniać na poziomie naszego myślenia. Jeśli nasz gniew i złość uderzą faktycznie w drugiego powinno się dokonać faktyczne pojednanie. Zło zaistniałe wobec bliźnich musi zostać zneutralizowane w sposób zewnętrzny, aby bliźni odczuł naszą skruchę i chciał wybaczyć. Jezus uświadamia nas, że nasze życie upływa szybko. Odejście z tego świata nie jest sytuacją precyzyjnie przewidywalną. Dlatego trzeba sprawy sporne z bliźnimi załatwiać jak najszybciej. 

Poproszę Boga, aby dał mi łaskę zobaczenia moich złych postaw wobec bliźniego. Spróbuję przyjrzeć się swojemu gniewowi i złości, na ile potrafię nad nimi panować? Pomodlę się o to, abym nigdy nie mówił źle o innych. Nie używał wobec bliźniego wulgaryzmów, przezwisk, szyderstwa. Będę troszczył się o dobre relacje z innymi. Jeśli tylko to będzie ode mnie zależało, będę żył z innymi w pokoju. 

16. Wtorek – Mt 5, 27 – 32

Nawet niezbyt uważny obserwator swojego życia wie, że wszystko zaczyna się w sercu człowieka. Dobro zaczyna się w sercu i zło zaczyna się w sercu. Jezus mówi wprost: grzech zaczyna się w sercu. Poprzez oko człowieka może dostać się grzeszna myśl i wyobrażenie, ale jak to osądzimy, co z tym zrobimy, to już zależy od naszego serca. Jeżeli serce będzie potrafiło trafnie osądzić to, czego doświadczamy na zewnątrz, to pozostaje zachować postawę konsekwentną. Jezus rozumie, że taka postawa może wiele kosztować i dlatego używa tak drastycznych porównań, jak wyłupanie sobie oka czy odcięcie ręki. Pozostanie wiernym Bogu i przykazaniom żąda czasem od człowieka wielkiej ofiary, walki bardzo brutalnej i pełnej wyrzeczeń. Ale nie przekraczającej możliwości i sił ludzkich. Trzeba jedynie czuwać od początku. Trzymać na wodzy swoje myśli i serce. To na początku rozgrywa się najważniejsza walka i jeszcze w miarę łatwa. Potem staje się coraz trudniejsza i bardziej wymagająca. Czasem człowiek może pozostać bezradny. Jezus zatem tłumaczy nam mechanizmy, które rządzą naszą naturą. Chce nam oszczędzić niepotrzebnych zmagań. Ćwiczenie siebie w dyscyplinie myśli i ducha jest więc nieodzowne, aby nie wejść na drogę czynu i konkretnych złych postaw. Jak tłumaczy Jezus, na końcu może być zmarnowane życie małżeńskie. Skrzywdzenie współmałżonka i złamanie prawa, które Bóg ustanowił na początku stworzenia.

Będę wspierał małżeństwa, która przeżywają kryzysy. Pomodlę się za małżonków, aby godnie żyli w małżeństwie. Będę wierny w dyscyplinowaniu swoich oczu i swojego serca, wiedząc, że nosimy nasz skarb wierności w glinianych naczyniach.

17. Środa – Mt 5, 33 – 37

Kiedy nasze słowa nie są jasne, kiedy nasze wymagania stawiane sobie i innym, nie mają charakteru prawdy i uczciwości, wtedy dokonuje się faktyczna deprawacja. Człowiek powinien znać jasne kryteria w sprawach wiary i moralności. Każde słowo, które wypowiadamy jest rzeczywistością, która ma określone skutki. Słowo wypowiedziane przebiera określone działanie. Jeśli wiec człowiek manipuluje, nie jest konsekwentny, daje się szantażować i idzie na kompromisy, zbierze owoc w postaci konkretnego zła. Zło zaczyna się na poziomie myśli i słów. Ale w tym fragmencie Ewangelii Jezus mówi szczególnie o szczerości i prawdomówności. Jeśli tego brakuje, nasze relacje z bliźnimy zawsze będą złe. Jakże trzeba zatroszczyć się w swój język. O wierność wypowiadanym słowom w duchu wiary. Nawet wtedy, gdy trzeba za to zapłacić cenę niezrozumienia, odrzucenia, czy nawet pogardy. Tak, bardziej musimy być wierni Bogu niż przypodobać się człowiekowi. Bardziej trzeba słuchać Boga niż ratować się za cenę kłamstwa i nieuczciwości. To jest trudne. Ale to jest jedyna droga, by wypełnić zalecenie Jezusa, by mówić tylko: tak, tak, nie, nie.

Panie spraw, abym potrafił rządzić moimi słowami i oddal ode mnie pokusę głupiego wypowiadania słów. 

18. Czwartek – Mt 5, 38 – 42

Dotyka nas wiele zła ze strony bliźnich. Wielu oczekuje, że odpłacimy mu negatywną postawą ze swej strony. Gdy my odpłacimy jakimś złem, wtedy druga strona uderzy w nas jeszcze mocniej. W taki sposób łańcuch odpłacania sobie „złem” może toczyć się w nieskończoność, a napewno do czasu, gdy któraś ze stron nie opadnie z sił i dostrzeże bezsens wkładania energii życiowej w walkę z adwersarzem. W tym fragmencie Jezus mówi o pewnej łagodności wobec kogoś, kto uderza w nas oskarżeniem, czasem wymusza na nas jakąś postawę czy wysiłek. Ta łagodność może zdławić określone zło w zarodku. To zło nie urośnie w nas i bliźnich. Zalecenie Jezusa, aby nie stawiać oporu złemu trzeba jednak brać w kontekście tzw. prawa odwetu. Jeżeli nie zastosujemy prawa odwetu, a spróbujemy pokierować się zasadą miłości i miłosierdzia, możemy osiągnąć efekt dobra, które zaistnieje w miejsce potencjalnego zła. Trzeba jednak zalecenie Jezusa właściwie rozeznać. Nie wolno brać dosłownie tych słów do każdej sytuacji, bo jako uczniowie Jezusa jesteśmy wezwani do stawiania oporu złemu. Na tym polega życie chrześcijańskie, że człowiek w określny sposób nie zgadza się ze złem i okazuje to wyraźnie. Stawia zatem opór złemu. 

Poproszę o łaskę rozeznania, kiedy trzeba zachować się z miłosierdziem i nie stosować zasady odwetu, a kiedy trzeba okazać stanowczość, by pozostać wiernym Bogu, mimo, że spowoduje to atak innych, którzy będą oskarżać, wymuszać coś, a tym samym niestety nie uda się osiągnąć z nimi zgody. Chroń mnie Panie przed błędami złego rozeznawania. 

19. Piątek – Mt 5, 43 – 48

Nie ma wprost zapisu w Starym Testamencie o nakazie nienawiści nieprzyjaciół. Jest to raczej wrogość zwyczajowa, która objawiała się w ciągu historii wobec innych narodów czy osób. Jezus wskazuje na tą zasadę, która tli się w sercu człowieka, który w różnych sytuacjach trudnych z bliźnimi wchodzi z nimi w konflikt. Natura konfliktu sprawia, że człowiek czuje niechęć, a czasem nienawiść do osoby, z którą pozostaje w złych relacjach. To jest sytuacja, którą trzeba przezwyciężać. Trzeba zacząć od modlitwy: módlcie się za tych, którzy was prześladują. Modlitwa zmienia serce człowieka. Modlitwa oczyszcza i modlitwa daje siły. To z modlitwy wynika łaska, która wszystko może. Doskonałość na miarę Ojca niebieskiego jest zachętą, by troszczyć się o doskonałość na ludzka miarę. Być doskonalszym niż zwyczaje epoki i utarte schematy relacji międzyludzkich, szczególnie te trudne. Doskonałość Ojca jest niedoścignionym wzorem. Doskonałość Ojca ma inną miarę. Ale człowiek powinen szukać maksymalnie swojej ludzkiej doskonałości, bo cechą Boga jest doskonałość.

Pomodlę się o doskonałość swojego życia chrześcijańskiego. Świadomy swojej słabości i grzeszności, nie będę tracił sprzed oczu celu, jakim jest naśladowanie Boga w Jego doskonałości. Doskonałość, jak wynika z tego fragmentu, najlepiej osiąga się przez miłość. Miłość Boga i bliźniego, także tego, który może być określony mianem naszego nieprzyjaciela. 

20. Sobota – Mt 6, 1 – 18

Jezus zwraca uwagę na to, abyśmy nasze uczynki określone mianem pobożne wykonywali z dobrą intencją, która oznacza miłość do Boga, bliźnich i siebie. Istnieje bowiem pokusa teatralnego wykonywania pobożnych gestów, aby zyskać poklask innych. Kiedy więc pomagamy naszą jałmużną, czynimy to z miłości i wrażliwości, a nie dlatego, żeby zyskać podziw ludzi. Taka postawa bardzo podoba się Bogu. On jest tym, który wynagradza nasze dobre uczynki, wykonane w dobrej intencji. Kiedy Jezus mówi o gadatliwości na modlitwie, chce uświadomić nam, że modlitwa może być krótka lub długa, ale jej skuteczność nie mierzy się długością czy ilością wypowiadanych słów. Jezus sam praktykował długie modlitwy, ale miały one charakter miłosnego spotkania, a nie chęci „przekupienia” Boga Ojca w określonych sprawach. „Wejście do izdebki” nie kwestionuje modlitw wspólnotowych. Jezus wielokrotnie wskazywał, że modlitwa powinna mieć charakter wspólnotowy. Ale modlitwa powinnna też mieć charakter bardzo wewnętrzny, gdzie człowiek sam spotyka się z Bogiem i nie musi o tym informować swojego otoczenia, aby zyskać podziw. Dobro modlitwy jest zawsze łaską, którą otrzymujemy od Boga. Trzeba to podkreślać. W modlitwie, której uczy Jezus kryje się istota mentalności duchowej uczniów Jezusa. Analiza prowadzi do tego, że wiemy, co tak naprawdę jest nam potrzebne. A wszystko inne pozostaje w cieniu tego, co ujęte jest w słowach Jezusowej modlitwy. Kiedy modlimy się o oddalenie pokus, to nie modlimy się o to, aby żadne pokusy nas nie nawiedzały. To jest z punktu widzenia wolności człowieka niemożliwe. Jednak chcemy prosić Bożą Opatrzność, aby nas przeprowadziła przez pokusy tego świata, bo wiemy, że sami jesteśmy zbyt słabi, aby przeciwstawić im się w całej pełni. Modlitwa Jezusowa kończy się prośbą o zbawienie od złego. Tym złym jest przede wszystkim nasze potępienie, piekło. Zbaw nas od złego, to znaczy daj nam zbawienie. Spraw, abyśmy znaleźli się w Twoim Królestwie. Złym może być także demon, który jest wrogiem Boga i człowieka. „Zbaw nas” w tym przypadku, będzie oznaczało, pomóż nam zwalczyć demona, aby nie wszedł w nasze życie. Ten fragment może być rozumiany jako wskazanie, że całe nasze życie należy do Boga.

Pomodlę się o łaskę głębokiej wiary, która uchroni mnie przed złymi intencjami moich modlitw, dobrych uczynków i praktyk. Uświadomię sobie prawdę, że całe moje życie należy do Boga. To Bóg powinien mnie prowadzić przez życie.

21. Niedziela – Mt 6,19 – 21

Jezus mówi co gromadzić, a czego nie gromadzić. Nie gromadzić tego, co jest ulotne i nietrwałe. Nie zaśmiecać sobie tym nie tylko domu, ale przede wszystkim swojego serca. Kiedy zapakujemy pod sufit nasze serce szpargałami ulotnymi, nie ma za bardzo miejsca na to, aby zgromadzić coś naprawdę wartościowego. Nawet wtedy, gdy człowiek zatęskni za czymś głębszym nie ma już miejsca, aby to zmieścić w swoim czasie, potencjale i mentalności. Trzeba robić miejsce na gromadzenie rzeczy, które będę miały znaczenie także w niebie. Trzeba pozbyć się tego, co nam zagraca nasze serce. Zmniejszyć używanie mediów, zerwać bezowocne znajomości, przestać zajmować się tylko sobą. Kiedy zrobimy taki porządek w naszym sercu, zrobi się sporo miejsca. Wtedy zdefiniować, co jest tak naprawdę moim skarbem. Gdy moim skarbem będzie Bóg, służba bliźniemu, rozwój duchowy. Wtedy moje serce zacznie zapełniać się tym, co zabiorę do nieba. Tym co nie zniszczy mól, rdza i nie ukradnie mi złodziej. Nie jest łatwo odrywać się od ziemi i żyć niebem. Ale gdybym, nie próbował tego robić, grób stawałby się przerażająco mały i ciasny, gdzie nie mogłbym zabrać tego, do czego się tak bardzo przywiązałem. 

Nie daj mi Panie, żyć tylko tym światem. Pomóż mi stale oczyszczać moje serce z tego, co je zagraca i zaśmieca. Naucz mnie gromadzić to, co będę mógł zabrać do nieba. 

22. Poniedziałek –  Mt 6, 22 – 34

Zapanować nad tym, na co się patrzy, oto zadanie, które stoi przed człowiekiem. Tu toczy się bitwa o czystość całego człowieka. O zdrowie całego człowieka. Stawiać przed oczami swoimi Boga. W Nim widzieć swoje światło. Patrzeć na świat, obrazy, a przede wszystkim na ołtarz, krzyż i Tabernakulum. Nieść w sobie te obrazy. Sprawiać, że one rozświetlają duszę. Kiedy ciemności zalegają naszą duszę, nie szukać innego światła poza Bogiem. Wszystko inne ma pozór światła, ale światłem nie jest. Światłem dla człowieka może być tylko Bóg. Jeśli tak to rozumiem, to nie można żyć dwuznacznie. Nie można traktować swoich dóbr i ziemskich zabezpieczeń jako światło. Nie można pokładać w nich ostatecznej nadziei. Raczej widzieć w nich narzędzie, którym posługuje się Bóg. Ale to On jest sprawcą wszelkiego dobra w życiu człowieka. Takie mocne oparcie w Bogu sprawia, że człowiek ma dystans do trudności i sukcesów. Wie, że tak naprawdę troszczy się o niego sam Bóg. 

Panie spraw, abym umiał pokładać zawsze w Tobie swoje nadzieje. Moje życie niech będzie służbą Tobie. Moje zaufanie Tobie da mi pokój serca, bo Ty wiesz czego mi potrzeba. 

23. Wtorek – Mt 7, 1 – 5

Obserwator swojego życia dochodzi do wniosku, że wszystko do niego wraca. Dobro wraca i zło wraca. Jezus potwierdza taki schemat: „taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. Jest jakaś prawidłowość, że to, co robimy powraca do nas. Może jest to okazja, aby zobaczyć siebie z drugiej strony. Zachęta, aby na wszystko, co robimy popatrzeć z drugiej strony. Ze strony Boga i ze strony drugiego człowieka. Uświadamiać sobie, że nie tylko liczy się mój punkt widzenia, ale jest ważne, aby rzeczywistość analizować z różnych stron. Brać pod uwagę spojrzenie Boże, ale także widzieć konkrety oczami innych. Takie uczciwe spojrzenie bardzo nam się opłaca. Jak my traktujemy ludzi, tak ludzie nas będą traktować. Jak my traktujemy życie, tak życie będzie nas traktować. Jeśli zachowujemy pokorę wobec życia, to nasza miara przyniesie nam dużo pokoju i dobra. Jeśli nie dostrzegamy naszych wad, a zło widzimy tylko w innych, stajemy się nieprawdziwi. Takie życie w nieprawdzie jest pozbawione spokoju i radości. Wykrzywia rzeczywistość. Każe nam stawać na piedestale i uważać siebie za lepszych, podczas, gdy to my najpierw powinniśmy uwalniać się od zła i zaprawiać w dobrym. Dobrze, że jako uczniowie Jezusa mamy wrażliwość, która powoduje ból, gdy stawiamy siebie na miejscu sędziego i osądzamy innych. To sygnał, że musimy być czujni i dyscyplinować swój język. Wtedy inni przy nas nie będą chcieli osądzać innych. 

Panie, pomóż mi trzymać język za zębami, kiedy moje myśli karzą mi osądzać bliźniego. Spraw, aby dostrzegał dobro w innych. Bym komplementami podnosił ich ambicje i chęć bycia lepszym. Dodaj cierpliwości, gdy widzę zło w bliźnich i spraw, aby potrafił się za nich żarliwie modlić. Niech zło bliźniego buduje we mnie chęć doskonalenia i wierności Tobie.

24. Środa – Mt 7, 6

Co jest święte? Sam Bóg jest świętością. Bóg objawia swoją świętość przez Kościół, sakramenty, Słowo Boże, Dekalog. Są miejsca święte. Są ludzie święci. To, co święte ma największą wartość. Jest perłą! Wszystko inne jest tylko scenografią. Ludzie nie zawsze szukają tego, co święte. Często idą za tym, co przyjemne, łatwe, opłacalne. Wartościują tylko materialnie. Nie rozumieją tego, co jest skarbem człowieka. Nie widzą w Bogu i w wierze istoty życia. Trzeba uważać, mówi Jezus, aby nie rzucać pereł przed tych, którzy zachowają się niegodnie wobec tego, co święte. Kiedy człowiek obraca się pośród świętych spraw i rzeczy, może je ukochać, oddać się im bez reszty, ale może też je podeptać. Każdy jest narażony na to, że może na jakimś etapie swojej wiary podeptać perły. Mówi się prosto: zachowałeś się jak świnia. To znaczy podeptałeś jakieś ważne wartości. Kiedy człowiek zachowuje się jak świnia, nie daje się mu się pereł, takiemu człowiekowi wystarczy pasza, aby zaspokoić swój żołądek. On chce się tylko najeść. Żyć na poziomie instynktów i potrzeb fizjologicznych. Mówienie wtedy o górnolotnych wartościach nie ma sensu. A mówienie o Bogu i wierze jest mówieniem do ślepego o kolorach. 

Panie, proszę o łaskę widzenia tego, co święte. Niech Twoja świętość, Boża świętość będzie dla mnie największym skarbem. Niech to, co wyraża Ciebie będzie dla mnie drogocenną perłą. Daj mi rozeznanie, kiedy nie warto dawać tego, co święte, aby nie zostało to podeptane i zlekceważone. Proszę dla siebie o wrażliwość na świętość, która od Ciebie pochodzi. 

25. Czwartek – Mt 7, 7-11

Jako dzieci dobrego Boga możemy prosić o potrzebne dary. To jest właściwa postawa – prosić, szukać, pukać. Trzeba w Bogu odkryć dobrego Ojca. Zaufać. Trzeba także zrozumieć, że dobry Ojciec daje nam tylko to, co dobre dla nas. On wie, co jest tak naprawdę dobre i ważne. Nasze ludzkie spojrzenie na to, co chcielibyśmy otrzymać jest często zawodne. Dlatego prosząc Boga o potrzebne dary trzeba modlić się z dopowiedzeniem: jeśli będzie to dla mnie dobre.

Panie, naucz mnie modlić się o właściwe rzeczy, szukać tego, co naprawdę warto znaleźć i pukać we właściwe drzwi. Daj mi łaskę zaufania, że Ty chcesz tylko dać mi to, co jest dla mnie dobre.

26. Piątek – Mt 7, 12 – 14

Jezus podaje złotą zasadę, którą może się kierować każdy. To bardzo ludzka zasada. Oczekiwać od innych tego, co daje się innym. Troszczyć się o sprawiedliwość. Nie stosować podwójnych standardów. Być konsekwentnym. Trzeba robić rachunek sumienie z tego, jak traktuje się innych. Kiedy pycha każe nam myśleć o sobie, że jest się kimś lepszym, wtedy trudno zbudować dobre relacje z innymi. Pycha z daleka źle pachnie. Nie zachęca innych do nas. Postawa uczciwego traktowania innych jest postawą trudną, ponieważ w każdym człowieku istnieje silne dążenie do egoizmu. Dlatego dalej Jezus mówi o ciasnej i szerokiej bramie. Ciasna brama jest zapominaniem o sobie, jest służbą bliźnim, jest pokonywaniem własnego egoizmu. Szeroka brama to myślenie wyłącznie o sobie. Na pierwszy rzut oka to postawa przyjemna i wygodna. W konsekwencji okazuje się, że gdy przez taką bramę przechodzimy, po drugiej stronie jest pusto i smutno. Okazuje się, że za bramą szeroką znajduje się pustynia. Było łatwo przez nią przejść, ale po drugiej stronie nic dobrego na nas nie czeka. A przede wszystkim nikt dobry na nas nie czeka. Dlatego Jezus zachęca nas do wysiłku, do szukania małej furteczki, przez którą można się przedostać do pięknych ogrodów, pełnych owoców i dobrych ludzi. 

Panie, naucz mnie szukać ciasnej bramy. Obym nie wybierał łatwych rozwiązań, które nie przynoszą niczego dobrego. Wypełnij me serce miłością Ciebie i bliźnich. Daj siłę, żebym nigdy nie zszedł z tej drogi. 

27. Sobota – Mt 7, 15 – 20

Kiedy Jezus mówi o fałszywych prorokach, daje wskazanie jak ich rozpoznać. To rozpoznanie dokonuje się po analizie efektów ich działania. Jednak zanim pomyślimy o tych, którzy mogliby być naszymi współczesnymi prorokami, warto zatrzymać się nad swoim życiem i zobaczyć swoje owoce życia. Jakie owoce dla innych przynoszą moje myśli, poglądy, słowa, działanie, mój styl życia. Czy wynikają z tego tylko dobre rzeczy? Czy inni budują się moją postawą? Czy zasiewam w innych tylko dobre ziarno? Kiedy dobrze przyglądam się mojemu życiu, widzę wiele dobra.  Dostrzegam niestety także uchybienia i fałsz. To złe ziarna, które nie wydadzą dobrych owoców. Taki rachunek swoich postaw powinien mobilizować do budowy swojego autentycznego chrześcijaństwa. Powinien mobilizować do walki z przejawami fałszu i złego posiewu. Kiedy pracujemy nad swoim dobrym posiewem, możemy także przyjrzeć się tym, którzy powinni być dobrymi prorokami dla nas. Jeśli widzimy ich uchybienia i zły wpływ na dobro naszego życia, możemy próbować odgrodzić się od nich, aby ich zły posiew nie siał destrukcji w naszym życiu. Wtedy choćby nieliczne ziarenka dobra trzeba nam pielęgnować, aby wydały dobre owoce. Wycinać starannie drzewa w naszym sercu, które nie przynoszą dobrych owoców. 

Panie, naucz mnie otaczać się ludźmi, którzy wydają dobre owoce. Spraw, aby moje myśli, słowa i uczynki były dobrym posiewem dla moich bliźnich. Nie daj mi, bym  był fałszywym prorokiem. Daj dobre owoce mojej wiary i ewangelizacji. 

28. Niedziela – Mt 7, 21-23

Co jest istotą prowadzenia życia duchowego, modlitwy i postaw wiary? Okazuje się, że można być w Kościele, można praktykować i modlić się, ale jednocześnie nie spełniać woli Boga. Ta wola jest objawiona na kartach Pisma świętego, w Dekalogu, prawdach wiary, które podaje nam Kościół do wierzenia, w naszym prawidłowo ukształtowanym sumieniu. Poznanie woli Ojca i wypełnianie jej jest kluczowe, bo od tego zależy nasze zbawienie. Za wiarą musi iść życie. Zatem chrześcijanin nigdy nie rezygnuje z walki o wierność Bogu. Nie mówi: to jest za ciężkie przykazanie, nie na te czasy, dziś nie da się tak żyć. Chrześcijanin modli się do Boga: pomóż mi wypełnić Twoją wolę, daj mi łaskę wierności Twoim przykazaniom. Byłoby nielogicznością interesować się sprawami wiary, ba, samym Bogiem, wchodzić w praktyki duchowe i jednocześnie nie przyjmować zasad, które Bóg jasno objawił ludziom. 

Panie, chcę być Ci wiernym. Czasem ta wierność jest bardzo trudna. Zachowanie Twojej woli to bitwa. To wiele bitew, które toczę każdego dnia. Bywam w tych bitwach pokonany. Ale będę walczył dalej, do końca, do kresu moich dni. Ty bądź mi siłą i obroną, wtedy na pewno zwyciężę.

29. Poniedziałek – Mt 7, 24 – 29

Jezus mówi o tym, aby być człowiekiem roztropnym. Jaki to jest człowiek? Człowiek roztropny to człowiek, który buduje na dobrym fundamencie. Nie tylko wybudował solidny dom, ale wybudował go we właściwym miejscu, na skale. Wielu ludziom udaje się wybudować dość solidny dom, ale ich decyzja o miejscu budowy, a tym samym fundamencie był błędna. Dom może trwać przez pewien czas. Ale gdy przyjdą sytuacje zagrażające budowli, nie ostatnie się, bo lokalizacja i fundament okazały się zbyt słabe. Jakże to pasuje do ludzi, którym wydaje się, że można zbudować „dobre życie” bez Boga. Cieszą się tym życiem, czasem nawet mówią, że bez Boga można dobrze żyć, że Bóg jest niepotrzebny. Można bez Boga mieć dobre małżeństwo, stworzyć przyjazną rodzinę, wykształcić się, dorobić się majątku i przyjaciół. Jednak na życie człowieka trzeba patrzeć w całości. Czy taki „dobry dom” bez Boga jest czymś trwałym? Och, gdyby w świecie nie było burz i kataklizmów, gdyby nie było chorób, tragedii i wojen. Kiedy one przychodzą, taki „dobry dom” bez Boga ma marne szanse, aby się ostać, bo nie jest przygotowany na doświadczenia ekstremalne. Dlatego upadek takiego domu jest wielki, bo wydawało się, że wielki dom na powierzchni, nie może łatwo runąć. Dlatego na nasze życie trzeba popatrzeć przez pryzmat sztuki budowlanej. Niektórzy budują, żeby było ładnie i wygodnie. Nie zwracają uwagi na to, że dom ma być przede wszystkim bezpieczny i trwały. Dlatego fundament domu i wszystkie jego elementy konstrukcyjne muszą być solidne. Naiwne jest myślenie, że może się uda, ominą nas burze i wichry, a solidna konstrukcja okaże się niepotrzebna. Jakże ważna jest roztropność w budowaniu swojego życia. Zaniedbanie najważniejszych elementów budowli naszego życia zapowiada katastrofę. Jest ona tylko odciągnięta w czasie.

Panie spraw, aby budował roztropnie. Nie daj mi bym budował niezgodnie ze sztuką budowania dobrego życia. Bądź zawsze moją siłą i bezpieczeństwem. Daj przetrwać burze i wichry. Pomóż mi być nie tylko dobrym słuchaczem, ale także wypełniać to, co do mnie mówisz. 

30. Wtorek  – Mt 8, 1 – 4

Scena z oczyszczeniem trędowatego może być szablonem sakramentu pokuty. Postawa człowieka chorego wobec Jezusa ma zasadnicze elementy, które mogą posłużyć jako podpowiedź właściwego przeżycia spowiedzi. Trędowatym jest w pewnym sensie każdy z nas, ponieważ każdy człowiek potrzebuje oczyszczenia. Naszym trądem są nasze niedoskonałości, nasze nieczyste intencje, nasz brak wrażliwości na Boga i nasza obojętność na bliźniego. Trzeba najpierw uznać, że jestem chory. Zdiagnozować to, co potrzebuje oczyszczenia i uzdrowienia. Wtedy poszukać lekarza swojej duszy. Człowiek jako istota rozumna nie zawsze chce szukać lekarza. Myśli, że może choroba sama przejdzie, że samemu można się uporać z grzechem. To jest błąd. Trędowaty zatem z Ewangelii Mateusza jest ważnym wskazaniem. Uwierzyć, że nie tylko inni są chorzy i szukają lekarza. Uwierzyć, że i ja potrzebuję lekarza swojej duszy. Uwierzyć, że mnie też Jezus może oczyścić. Z taką wiarą zbliżyć się do Niego. Przyjąć postawę pokory i uniżenia, która przez Ewangelistę została oddano słowami: „upadł przed Nim”. Wypowiedzieć z wiarą prośbę, nazywając Jezusa Panem. Trzeba także koniecznie zaufać, że Pan rzeczywiście oczyszcza z trądu grzechów, aby doświadczyć owoców uzdrowienia. Czy sakrament pokuty nie jest takim spotkaniem z Jezusem? Człowiek musi się zbliżyć do Jezusa. Udać się tam, gdzie może dokonać się sakrament pokuty. W konfesjonale grzesznik pada przed Panem. Po wyznaniu swoich duchowych chorób mówi: proszę o rozgrzeszenie. Proszę, to znaczy, jeśli chcesz możesz mnie oczyścić. Jakże chętnie Jezus dokonuje cudu oczyszczenia, za każdym razem, kiedy tylko przyjmujemy postawę trędowatego. 

Panie, stale mnie uzdrawiaj. Daj mi swoją boską opiekę i spraw, abym w miarę upływu czasu, gdy moje ciało będzie coraz częściej doświadczać różnych dolegliwości, moja dusza była coraz bardziej stabilna i zdrowa. To prawidłowość, która zdarza się w człowieku poprzez wiarę. Ciało się starzeje, zaczyna coraz częściej chorować, traci siły, potrzebuje lekarstw, ale duch może być paradoksalnie coraz mocniejszy, doświadczeniem, mądrością, właściwą oceną rzeczywistości. Duch może być coraz zdrowszy. To jest sytuacja, w której nie sprawdza się przysłowie: w zdrowym ciele, zdrowy duch. W chorym ciele może być coraz bardziej zdrowy duch. Duch, który nauczył się i wypracował, jak pozostawać względnie zdrowym, jak nie wchodzić w stany chorobowe. Panie, ucz mnie stale troszczyć się o zdrowie duszy. Ciało sobie poradzi. Ciałem zajmą się lekarze. Ale dusza wymaga Twojej bosko – lekarskiej  interwencji. 

31. Środa – Mt 8, 5 – 13

Setnik nie był klasycznym uczniem Jezusa. Jednak miał wiarę, że Jezus jest Panem, jest Kimś bardzo godnym, kto ma wielką moc. Wierzył, że Jezus jest także bardzo wrażliwy na cierpienie, dlatego powiedział, że jego sługa bardzo cierpi. Czy ja tak Panie o Tobie myślę? Jesteś godny czci! Masz wielką moc! Jesteś Bogiem bardzo wrażliwym! Nie pozostawiasz mnie z moim cierpieniem! Czy ja w to wierzę? Postawa setnika sprawiła, że jego słowa weszły do kanonu tekstów mszalnych i to do kluczowego momentu, tuż przed przyjęciem Komunii świętej. To znaczy te słowa oznaczają właściwą postawę wobec Eucharystii. Widzieć w Eucharystii swojego Pana, uznać, że jest się niegodnym, liczyć na jedno słowo, wierzyć, że ono uzdrowi moje życie. Jak wielką moc ma słowo Jezusa! Ale paradoksalnie postawa setnika chce nam powiedzieć, że nasze słowa także mają swoją moc. Moc sprawczą. Dać komuś słowo. Dotrzymać słowa. Nie rzucać słów na wiatr. Kiedy Jezus daje nam swoje słowo, możemy być pewni, że ono stanie się ciałem. Kiedy Maryja daje nam swoje słowo, swoją obietnicę, to możemy być pewni, że będzie wierna temu słowu, jak wierna była słowu wypowiedzianemu do Archanioła Gabriela. Czy ja potrafię być wierny słowu, które dałem Bogu, Jezusowi czy Maryi? Jakże to trudne i jakże piękne. Trudne, bo za słowami kryje się walka. Piękne, bo cóż może być piękniejszego, jak być wiernym słowu, które wypowiedziało się kochanej osobie. 

Chcę być wierny swoim postanowieniom, słowom, przyrzeczeniem, które wypowiedziałem w duchu wiary. Chcę być wierny z miłości do Ciebie Panie Jezu, do Ciebie Matko Najświętsza. Aniele Boży Stróżu mój strzeż moich słów. Pomóż mi zachować wierność słowom danym Bogu i ludziom. Naucz mnie walki, abym wiedział i miał siłę, że jeśli dałem słowo, to żeby nie wiem co, to tego słowa muszę dotrzymać!

32. Czwartek – Mt 8, 14 – 17

Jezus przychodzi do domu Piotra i uzdrawia teściową. Dlaczego to wydarzenie znalazło się na kartach Ewangelii? Czy miało umocnić wiarę Piotra? Czy środowisko rodziny Piotra miało się przekonać, że Jezus jest Mesjaszem, a Piotr będzie pełnił ważną rolę w Jezusowej misji. To będzie tak ważna rola, że Piotr będzie potrzebował zrozumienia swoich najbliższych, a oni zrozumienia jego roli przy boku Jezusa. Żona z pewnością miała także zrozumieć, że ich małżeństwo będzie wykraczało daleko poza ramy ówczesnych stereotypów. Czy Jezus chciał zatem uporządkować sprawy rodzinne Piotra, wiedząc, że będzie go potrzebował? To trochę ludzkie dywagacje. Wydaje się jednak, że Jezus nie tylko dba o szczegóły swojej misji, porządkuje sprawy swoich uczniów, ale przede wszystkim wskazuje na prawdę, że sprawy Królestwa Bożego wymagają poświęcenia czy nawet pozostawienia swojej rodziny. Jezus w tajemnicy powołania Piotra odsłania styl życia swoich uczniów. Choć ci, których powołuje mogą być związani relacją małżeńską, to jednak zadania ewangelizacji i dyspozycyjność nie pozwolą im trwać w małżeństwie i kontynuować życia ściśle rodzinnego. Dlatego przykład Piotra i epizod obecności Jezusa w jego domu, mogą być przedpolem budowania świadomości celibatu. Jezus kocha małżonków i rodziny. Sam żył w rodzinie 30 lat. Jednak Jezus jest celibatariuszem i Jego pierwszym zadaniem jest wola Ojca. Małżeństwo niesie ze sobą liczne i wymagające zadania. Człowiek ma tylko jedno serce, ma tylko dwie ręce i dwie nogi. Nie może wypełniać w swoim życiu wielu zadań. Wydaje się, że Piotr to zrozumie, kiedy opuści swój dom i rodzinę. Może zaczął już to dobrze rozumieć właśnie wtedy, gdy Jezus przyszedł do jego domu i uzdrowił teściową. Postawa Jezusa wskazuje, że Piotr ma troszczyć się o rodzinę, o jej potrzeby, o jej zdrowie, jednak będzie to troska człowieka, który będzie szedł inną drogą. Piotr pozostaje przykładem dla każdego, kto idzie drogą Pana i chce całkowicie Jezusowi pozostawić  prowadzenie swojego życia. 

Panie naucz mnie, jak dobrze jest być całkowicie oddanym Tobie. Jak bardzo trzeba walczyć o swoją wolność i dyspozycyjność. Być wolnym dla Ciebie. Nie dać się uwikłać w sytuacje dwuznaczne. Zaufać Ci bezgranicznie. Troszczyć się o Twoje sprawy. 

33. Piątek – Mt 8, 18 – 22

Kiedy rozważamy poszczególne fragmenty życia Jezusa, wyobraźnia może nas usytuować wśród uczniów, a może nawet i apostołów. Dziś idziemy z Jezusem i spotykamy tłumy. Jezus decyduje o odpłynięciu w inne miejsce. Nauczanie tłumów nie jest proste. I słuchanie Jezusa w tłumie nie daje do końca odpowiedzi na wszystkie pytania. A przecież tylko część tych ludzi doświadczy bezpośredniego spotkania z Jezusem. W bezpośrednim spotkaniu można Jezusa zapytać o ważne sprawy czy powiedzieć Mu o swoich dylematach, planach i marzeniach. Bezpośredni kontakt owocuje w konkretne odpowiedzi. Uczony w Piśmie chce pójść za Jezusem. Deklaruje się dość kategorycznie. Jednak Jezus tłumaczy mu, że przynależność do grona uczniów jest wielką niewiadomą. Nie ma logistycznych rozwiązań w podróżach Jezusa. Decyzję podejmuje się na podstawie określonej sytuacji, spontanicznie, w sposób nieskrępowany. Czy uczony w Piśmie był przygotowany na taką odpowiedź? Nie ma dalszego ciągu tego dialogu. Tak, jakby Ewangelista chciał, aby każdy z czytających dopisał dalszy ciąg. Czy stać byłoby mnie na odpowiedź Jezusowi, że niestabilność i nieprzewidywalność życia mi nie przeszkadza? Ważne, żebym tylko był razem z Nim. Mówiąc wprost: Panie, nie szkodzi, że nie będzie gdzie głowy skłonić, chcę tylko być przy Tobie. Chcę być z Tobą wolnym jak ptak. Wolnym dla Ciebie. Tylko człowiek wolny może w pełni oddać się Bogu. A dalsza część tego fragmentu jeszcze bardziej chce powiedzieć o wolności. Jak bardzo trzeba być wolnym, aby iść za Jezusem. Czasem trzeba zrezygnować z tego, co po ludzku jest przecież dobre. Boża sprawa i bliskość Jezusa są ponad wszystkim. Mieć taką wolność i móc w wolności pójść za Jezusem – to jest klucz do prawdziwego szczęścia człowieka.

Panie naucz mnie uwalniać serce od wszystkiego, co je zniewala. Proszę o umiejętność dostrzeżenia, że poza Tobą nic się nie liczy. A z Tobą wszystko ma swoje wypełnienie. Tak chciałbym, abyś Ty Panie, był dla mnie wszystkim. Abym wszytko potrafił zostawić dla Ciebie. Abym nie zwlekał w pójściu za Tobą. Proszę o Twoje łaskawe spojrzenie wobec moich niedojrzałych dylematów i pytań. Proszę o pokorę.

34. Sobota – Mt 8, 23 – 27

Czy można spać, kiedy wokół burza? Czy można być spokojnym, gdy dzieją się rzeczy trudne i niebezpieczne? Jezus odpowiada swoim życiem. Trzeba mieć wiarę. Trzeba być zjednoczonym z Ojcem. Trzeba we wszystkim zaufać Bogu. Tylko pełne zjednoczenie z Bogiem daje nam poczucie dystansu do burz, w które wchodzimy. Lęk jest oznaką małej wiary. Jeśli się boję, znaczy muszę bardziej zatroszczyć się o swoją wiarę, więź z Chrystusem. Nie tylko muszę być z Nim w jednej łodzi. Nie tylko muszę być z Nim w Kościele. Ale muszę na Nim polegać. Muszę mieć przekonanie, że nawet jeśli On nie robi nic, aby zapobiec jakimś trudnościom, to wie co robi. Musze w Jezusa się wpatrzeć i ze wszystkich sił Go naśladować. Być spokojnym wobec burz. Powściągnąć swoje myśli, swoje słowa, swoją nerwowość. Jezus daje mi przykład spokojnego życia pośród burz.

Panie, jak często nie potrafię „spać”, gdy szaleje burza, gdy coś mi zagraża. Jak bardzo brakuje mi wtedy wiary i zaufania Tobie. A przecież kiedy mam Ciebie, mogę być spokojny, mogę czuć się bezpiecznie. Panie, przymnóż mi wiary.

35. Niedziela – Mt 8, 28 – 34

Kiedy człowiek bardzo oddali się od Boga ( opętanie ) może liczyć tylko na to, że Bóg będzie przechodził. Bliskość Boga wywołuje wówczas wściekłość, stan napięcia, poczucie dręczenia. Opętanie może być opisane jako dwie osoby w jednym ciele. Ciało powinno być siedzibą jednej osoby, która integruje ducha i ciało we wspólnym działaniu. Kiedy w jednym ciele człowieka zamieszka druga osoba, wtedy dokonuje się wewnętrzna sprzeczność, walka i degradacja. Ewangelista opisał stan tej degradacji. Opętani przebywali w grobach. Normany człowiek nie zamieszkuje ze zmarłymi. Życie w grobie to jest życie na poziomie mięsa i kości. To jest uczynienie ze swojego ciała istoty życia. Ale przecież grób pokazuje, że to ciało się rozkłada, że ono ginie. Ta forma degradacji wskazuje na poziom życia człowieka opętanego. To poziom ludzi zmarłych. Śmierć duchowa prowadzi w konsekwencji do śmierci całkowitej. Ewangelista określa dalej tych ludzi jako bardzo dzikich. Dzikość wskazuje na życie instynktami. Brak kontroli umysłu i serca nad życiem. Dzikość oznacza, że człowiek nie jest w stanie okiełznać swojego życia. To ważna wskazówka, aby swoją dzikość poskramiać na poziomie podstawowym, gdy ujawnia się jako zalążek. Gdy dzikość człowieka zostaje wyhodowana do wielkich rozmiarów, może dokonywać ogromnej destrukcji w otaczającym świecie. Dzikość sprawia, że człowiek jest niebezpieczny dla otoczenia. Ewangelista zapisał, że tam gdzie przebywali opętani było tak niebezpiecznie, że nikt nie mógł przechodzić tą drogą. Człowiek, który zniszczył swoje życie, sprowadził je do poziomu życia w grobie, który pozwolił na rozpanoszenie się dzikości swojego serca i czynów, jest niebezpieczny dla otoczenia. Kiedy Jezus uwalnia tych ludzi od złych duchów ma na uwadze nie tylko ich dobro, ale także tych wszystkich, którzy żyją w ich otoczeniu. Cudowne zniwelowanie zła ma swoją cenę. Nie wiemy, czy na degradację tych dwóch ludzi miała wpływ społeczność. Wiemy, że istnieje jakieś prawo wyrównywania poziomu sprawiedliwości. W duchu sprawiedliwości, która jest rzeczywistością obiektywną ( istotowo-konieczną ) Jezus godzi się na zniszczenie trzody świń. Jak w przypadku tych, którzy jako opętani są przyprowadzeni do Jezusa przez swoich bliskich, wierzących w Jezusową moc, tak w tym przypadku brak wiary społeczności, gdzie żyli opętani jest zastąpiony, jeśli tak można powiedzieć, przez szkodę, trudność, jaką ponosi ta społeczność za uwolnienie tych swoich ziomków od złych duchów. Być może trzeba się doszukiwać tutaj także odpowiedzialności za innych. Człowiek jest przede wszystkim odpowiedzialny za siebie. Ale w różnych kontekstach relacji międzyludzkich jest także odpowiedzialny za innych. Jest kwestia zgorszenia, złego wychowania dzieci, złego ustalenia konwencji społecznych, złego rządzenia. Jeśli godzimy się na to albo nic nie robimy z tym, że inni degradują swoje życie obok nas, to nasza postawa obojętności przyniesie i nam szkody. My zapłacimy za naszą obojętność, a nie daj Boże, nasze wpłynięcie na złe życie bliźnich, swoją cenę. Jaka zatem jest nauka tego fragmentu? Czy unikać tych, którzy zdegradowali swoje życie i są niebezpieczni? Przede wszystkim nie dopuścić do tego, jeśli mamy taką możliwość, aby nasi bliscy się degradowali. Otwierali na działanie złego ducha. 

Panie, dopomóż mi, abym nie degradował swojego życia. Aby grzech nie panoszył się w moim sercu i życiu. Abym poskramiał swoją dzikość, panował nad sobą. Niech nie będę niebezpieczny dla innych. Proszę, nie odchodź z granic mojego życia. Ale zawsze mieszkaj w moim sercu. Tylko Ty sprawiasz, że jest mi dobrze w sobie samym. Tylko My, Ty i ja, możemy koegzystować w jednym ciele. W jednym sercu. Jak dobrze się czuję, kiedy Ty mieszkasz we mnie. 

36. Poniedziałek – Mt 9, 1 – 8

Grzech jest poważną chorobą. Sprawia, że człowiek potrzebuje pomocy innych. Potrzebuje wiary innych. Taka pomoc jest potrzebna w poważnej chorobie cielesnej. Ale taka pomoc jest potrzebna w poważnej chorobie duchowej. Wiara ludzi, którzy przynieśli paralityka została zauważona i doceniona przez Jezusa. Zatem Jezus chce, abyśmy wskazywali Go innym, jako doskonałego lekarza duszy i ciała. Ze słów Jezusa: „ufaj, synu” można wyprowadzić wniosek, że człowiek na pewnym etapie swojej choroby może nie wierzyć w realną pomoc Jezusa. Można być tak przytłoczonym swoim grzechem, można tak wiele razy próbować różnych środków uzdrawiających, które nie przyniosły skutku, że człowiek traci wiarę, że cokolwiek może mu pomóc. Dlatego tak ważne są słowa Jezusa: ufaj. Bez wiary, bez zaufania człowiek może opuścić ręce i poddać się zwątpieniu. Jezus posługuje się wtedy ludźmi i chce przez ich usta powiedzieć choremu: ufaj. 

Panie dziękuję za Twoje słowo umocnienia. Za Twoje: ufaj. Dziękuję za wszystkich ludzi, którzy przynieśli mnie do Ciebie jak paralityka. Tak bardzo liczę, że będziesz leczył moje ciało i duszę. Bądź mi lekarzem na wszystkie moje rany i grzechy. Spraw, aby ciągle powstawał ze swojego łoża choroby i wracał do domu. Do miejsca, gdzie mogę dobrze żyć.

37. Wtorek – Mt 9, 9 – 13

Zaskakujące w tym fragmencie jest to, że Jezus chce się przyjaźnić z grzesznikami. Grzesznik dla Jezusa jest dobrym materiałem na przyjaciela. Taki przyjaciel nie tylko będzie oddany, ale będzie dobrze kontynuował misję Jezusa wobec ludzi. Oczywiście, Jezus tłumaczy, że grzech jest rodzajem choroby, którą trzeba leczyć, a choroba domaga się określonego działania. Zakłada proces leczenia. Taki wyleczony lub leczący się pacjent rozumie, jak dobrze jest być zdrowym duchowo. Jaka to łaska móc spotkać dobrego lekarza duszy. A może nawet ten, który był chory duchowo, może lepiej zrozumieć misję nawracania tych, którzy potrzebują duchowego uleczenia. Zatem trzeba na Jezusa popatrzeć jak na Lekarza duszy. On leczy nas przez sakrament pokuty, Komunię świętą, Słowo Boże i każdą modlitwę. To jest czysta Ewangelia: Jezusowi przyda się każdy, bez względu na obecny stan duszy. Każdy może stać się Jego przyjacielem. Trzeba tylko uznać, że On jest lekarzem i usłyszeć słowa: Pójdź za Mną.

Panie, pokaż mi, co jest moją „komorą celną”. Co pozbawia mnie dobrego życia, w wolności i duchowym zdrowiu. Niech zawsze wracają do mnie Twoje słowa: „Pójdź za Mną”. Chcę zostawić swoją nieuczciwość i iść za Tobą. Chcę poddać się terapii, skoro Ty jesteś lekarzem.

38. Środa – Mt 9, 14 – 15

Co jest istotą praktyk religijnych, szczególnie tych, które dotyczą umartwienia? Nie tylko podporządkowanie sobie ciała i skoncentrowanie na duszy. Przede wszystkim istotą wszelkich praktyk jest relacja do Jezusa. Umartwienia mają prowadzić do jedności z Jezusem. Jednak ludzkie życie nie składa się tylko z umartwień. Czasem jesteśmy z Jezusem jak na weselu. Życie przynosi nam wiele radości. Warto dostrzec, że chwile radosne pochodzą od Boga i trzeba nam je przeżywać w Jego obecności. Ucieszyć się życiem, bo bycie z Jezusem jest jak wesele, pełne radości. Kiedy doświadczamy umartwienia jak uczniowie Jezusa? Gdy nie czujemy Jego bliskości, kiedy życie zabiera nam Jezusa, kiedy czujemy się osamotnieni. Jak apostołowie, gdy zabrali im Jezusa na Golgotę, tak i my, gdy jesteśmy daleko od Jezusa,  doświadczamy umartwienia. Wtedy jest prawdziwy post. Pościć to przygotować się na momenty życia bez Jezusa. Nie smucić się, gdy jesteśmy blisko Jezusa. Nie zawsze musimy sobie narzucać jakieś umartwienia, czasem trzeba przyjąć trudne rzeczy, które przynosi nam los i ofiarować je Panu. Wykorzystać je, aby przybliżyć się do Pana. 

Panie, tak bardzo chcę doświadczać Twojej obecności. Nie zawsze potrafię cieszyć się Twoją bliskością. Naucz mnie właściwego wykorzystania praktyk religijnych, aby one zawsze prowadziły mnie do Ciebie. 

39. Czwartek – Mt 9, 16 – 17

Połączenie starego i młodego. Jezus w kontekście praktyk religijnych mówi o nowym podejściu. Nie tylko Jezus przynosi nowe podejście do praktyk, ale przede wszystkim wnosi w nie nowego ducha. A nowy duch może wykluczać pewne praktyki, które akcentowały zbyt mocno to, co nie powinno mieć zbyt mocnego wyrazu. Wydaje się, że Jezus chce nam powiedzieć o progresie wiary, poznania Boga i dostosowaniu do tego konkretnego życia. To, co dawał Stary Testament nie jest „wyrzucone do kosza”. Ale na Boże działanie przed przyjściem Jezusa trzeba spojrzeć po nowemu. Siła nowego przekazu jest tak silna, że potrzebuje nowego podejścia i rozumienia Bożej drogi. Widać to choćby po interpretacji przykazań. Dekalog obecny w historii Izraela zyskuje nowe spojrzenie w historii Nowego Przymierza, które rozpoczyna się od Jezusa. Składanie ofiary w Starym Testamencie zostaje zamienione na ofiarę Jezusa, którą On przekazuje w całkiem nowej formie. Jezus nie tyle naprawia stare ubranie, ale mówi o nowym ubraniu. Trzeba założyć całkiem nowe ubranie. Jezus nie chce wykorzystywać starych bukłaków, ale chce nowe bukłaki dla nowego wina. Słowa Jezusa znalazły swoje odbicie w prawdzie Kościoła, że poznanie Boga i objawienie, choć niezmienne, mają swoją stronę dynamiczną i progresywną. Trzeba uważać, aby nie próbować zmieniać tego, co jest niezmienne. Jednocześnie nie zamykać się na to, co zgodnie z wolą Boga oczekuje na nowe spojrzenie i podejście. W zakresie życia wiarą skali mikro pozostać wiernym we wszystkim, czym Kościół żyje od początku. Nie pozwolić na betonowe podejście w sprawach, które wymagają serca i dynamiki, aby życie wiarą nie zestarzało się i nie przypominało starego porwanego ubrania. Potrzeba w tym wszystkim Bożej roztropności. 

Panie, jak łatwo stworzyć sobie ideę prywatnej religii. Zostawić to, co mi pasuje, odrzucić to, co ogranicza. Można, będąc w łonie Kościoła, gdzie Ty Panie jesteś Głową i Duch Święty stoi na straży prawdy, budować swoją prywatną religię. Słowo Boże sobie, nauka Kościoła sobie, a moje podejście sobie. Każdy może być kuszony, aby wiedzieć lepiej niż Kościół i ubrać się w pychę współczesnego porządku. Trzeba też być otwartym, aby nie przegapić działającego Ducha Świętego, który ciągle szyje nowe ubrania i przygotowuje nowe bukłaki. Obym nigdy nie tworzył sobie swojej prywatnej religii, a jednocześnie bym potrafił odczytywać bez szablonów prawdy Boże.

40. Piątek – Mt 9, 18 – 26

Jezus był niezwykły, rozumieli to współcześni Jemu. Ale wierzyć, że może kogoś ochronić przed cmentarzem, to coś najbardziej niewiarygodnego. Zwierzchnik synagogi chciał uratować swoją córkę. Kiedy wchodzi w grę kochana osoba, wiara w jej ocalenie od choroby czy śmierci jest posunięta do granic możliwości wiary. Dlatego pada prośba o coś absolutnie absurdalnego. Wykazać się wiarą tam, gdzie normalnie człowiek, nie wzbudziłby w sobie żadnej wiary. A jednak właśnie taką wiarę ceni Jezus. Taka wiara góry przenosi. Taka wiara może wyleczyć z choroby i odsunąć w czasie przed kimś perspektywę grobu i cmentarza. Dokonany cud jest nie tylko wsparciem sytuacji granicznej, ale przede wszystkim jest okazją do poczucia bliskości z Bogiem, który nie zostawia człowieka samemu sobie. Jest zawsze Bogiem bliskim. Kochanym. Wrażliwym. 

Panie, proszę o łaskę silnej wiary. 

41. Sobota – Mt 9, 27 – 31

Kiedy myślę, co Pan mógłby we mnie uzdrowić, to jednocześnie uświadamiam sobie, że proszę o zabranie krzyża. Wierzę, że Pan mógłby, wszystko we mnie uzdrowić, ale gdzie byłoby wtedy miejsce na krzyż. A przecież krzyż to klucz do nieba. Jezus uzdrawia niewidomych. Jeśli niewidomi mówią: ulituj się nad nami, to znaczy, że ten krzyż bardzo im doskwiera. Kiedy ich oczy się otworzą będą mogli podjąć całkiem inny styl życia. Zdani na innych przed uzdrowieniem, po uzdrowieniu zdani na swoją zaradność i pracę. Predyspozycje w płaszczyźnie zdrowia mają nam pomóc w spełnianiu zadań. Jak cudownie jest widzieć. Patrzeć na świat, na kolory, na przyrodę, jak pięknie jest patrzeć na drugiego człowieka, na jego piękno, na jego poświęcenie, na jego pracę. Jednak oczy sprawiają, że musimy patrzeć na to, od czego oczy się także odwracają: na wojnę, na cierpienie, na zło. Dlatego przyjmując uzdrowienie mężczyźni z Ewangelii muszą mieć wiarę, bo kiedy zaczną widzieć doświadczą tego dysonansu. Zachwycą się pięknem i zderzą się z brzydotą. Aby człowiek mógł w zdrowy sposób patrzeć na wszystko, na dobro i zło, na piękno i brzydotę, potrzebna jest wiara. Dlatego Jezus pyta ich o wiarę. Warto, aby spokojnie przeżywali swoje uzdrowienie. Nie rozpowiadali nikomu o tym. Wiara ludzi ma się opierać na słowie i zaufaniu, nie na spektakularnych zdarzeniach, które redukują element zaufania. A życie przynosi nam tyle wyzwań, że potrzebne jest nam stałe zaufanie Bogu, a nie fajerwerki wiary, które bardziej bazują na emocjach niż stałym przekonaniu o Bożej miłości i potrzebie niesienia krzyża. 

Jak bardzo potrzebna mi jest głęboka wiara i oczy wiary, aby wszystko widzieć właściwie. Uzdrawiaj mój duchowy wzrok, niech patrzę na to, co Ty Panie chcesz, abym widział. Rozeznawał wzrokiem Twoje ukryte znaki. Znaki miłości, wsparcia i bliskości. Przecieraj moje oczy, abym widział Ciebie.

42. Niedziela – Mt 9, 32 – 34

W czasach Jezusa można było rozpoznać, że człowiek jest opętany. Jednym z symptomów było oddzielenie od wspólnoty. Brak komunikacji z otoczeniem. Opętany nie mógł swobodnie mówić, wypowiadać swoich myśli, komunikować się z bliskimi. Dziś to jeden ze znaków niewłaściwego funkcjonowania człowieka, na którym zły duch może robić swoją robotę. Oddzielenie się od środowiska, zaprzestanie komunikacji, wyizolowanie człowieka z grona bliskich i przyjaciół to zły znak. Dobra wspólnota, dobra komunikacja, dobre więzy, to oznaka chrześcijańskiego ducha. 

Panie pomóż mi nawiązywać zdrowe kontakty z innymi. Daj mi dobre słowa, które budują, podnoszą na duchu, są modlitwą za innych. Niech dobre wspólnoty będą siłą, która będzie środowiskiem Twojej obecności, a ich modlitewny charakter odpędza złego ducha. 

43. Poniedziałek – Mt 9, 35 – 38

Charakterystyka działalności Jezus jest zogniskowana w tym fragmencie. Jezus obchodził miasta i wsie, nauczał, głosił, leczył, litował się. To są wskazania dla wszystkich, którzy będą kontynuowali misję Jezusa. Docierać do ludzi, przekazywać im naukę, leczyć poprzez życie sakramentalne. Choć powołanie do kapłaństwa czy zakonu jest darem Boga, to jednak Jezus przekazuje, że trzeba się o ten dar modlić. To z jednej strony prośba o rzeczy najważniejsze, abyśmy mając kapłanów mogli prowadzić życie wspólnoty chrześcijańskiej. Z drugiej strony chodzi o to, aby młodzi wzrastali w klimacie modlitwy. Modlitwa jest naturalnym sposobem rozeznawania powołania, wzrastania w powołaniu i trwania w powołaniu. Każdy chrześcijanin powinien troszczyć się o tych, którzy poświęcili swoje życia na misję Pana. Powinien wyrażać poparcie dla młodych, którzy myślą o powołaniu do kapłaństwa czy zakonu. Wskazywać zgodnie z prawdą, że jest to najpiękniejsza droga, jaką człowiek może wybrać w swoim życiu.

Panie, zgodnie z Twoją prośbą, modlę się o powołania z naszej wspólnoty, powołania święte i trwałe. Ludzi, którzy pokochają drogę głębokiej i wyłącznej przyjaźni z Tobą.

44. Wtorek – Mt 10, 1 – 4

Po grecku „wysłany” znaczy „apostolos”. Stąd uczniowie wybrani przez Jezusa będą nazwani apostołami. Jezus ma wielu uczniów, ale zacieśnia grono posłanych do dwunastu. To grupa ludzi, którzy są dopuszczeni najbliżej samego Jezusa. Otrzymują od Jezusa specjalne predyspozycje do uzdrawiania i wypędzania złych duchów. Wydaje się, że czynienie cudów stanowiło potwierdzenie treści głoszonych przez apostołów. Jezus każdego z nich zna z imienia. Zna ich dobre strony i złe. Wie, że są ludźmi, którzy mają swoje ograniczenia. Ale każdemu chce dać posmakować misji, którą będą spełniać szczególnie po Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Co wyróżniało tych dwunastu? Jakie kompetencje? Sensowna wydaje się tylko jedna odpowiedź: bardzo kochali Jezusa i uwierzyli, że jest Mesjaszem. Ta wiara zostanie poddana próbie. Ale to jest także element budowania głębokiej wiary. Dlaczego w tym gronie znalazł się Judasz? To jest pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź. Być może jest to jedna z największych tajemnic obecności zła na świecie. Judasz, tak jak każdy z apostołów, miał predyspozycje do czynienia rzeczy ponadnaturalnych. Musiał doświadczać dreszczyku emocji, gdy czynił wielkie rzeczy wobec innych. Dlatego argument, że zawiódł się na Jezusie, bo Ten nie chciał zostać przywódcą politycznym, ale przyszedł zbawić człowieka, wydaje się nielogiczny. Okazuje się na przykładzie Judasza, że można być bardzo blisko Boga, można nawet robić wiele rzeczy w imię Boga, rzeczy niezwykłych i jednocześnie można zdradzić. Judasz jest największą przestrogą dla wszystkich powołanych. Jezus powołuje, ale powołany nie jest zniewolony, przeciwnie, jego wolność zostaje poddana większej próbie. Musi on zadbać o większą miłość do Jezusa, aby pozostać Mu wiernym. Gdyby jednak pokusić się o prawdopodobny powód zdrady Judasza, to trzeba powiedzieć: za mało kochał Jezusa. Nie dbał o miłość do swojego Mistrza. Będąc blisko Jezusa przekierował swoje myśli i plany na inne sprawy.

Panie, choć jestem człowiekiem grzesznym, to jednak stojąc nad przepaścią grzechu totalnego, byłeś przy mnie i złapałeś mnie za rękę, abym nie runął w przepaść. Moje serce nigdy nie przestanie Ci dziękować za Twoją pomocną dłoń. Moją przyszłość składam w Twoje ręce. Nie wierzę sobie. Wierzę Tobie. Choć zdradzam w prozaicznych sprawach przez brak modlitwy, miłości i dobra, to jednak nie daj mi zdradzić Ciebie tak bardzo, żeby do mojego imienia trzeba było zawsze dopisywać: ten, który Go zdradził.

45. Środa – Mt 10, 5 – 16

Wąż jest gadem, który ma zmysły, pozwalające mu zadbać o swoje bezpieczeństwo i praktykować właściwą dietę. Wzrok, który pozwala koncentrować się na ruchach w otoczeniu, węch, który poprzez rozdwojony język zbiera cząsteczki powietrza, aby potem przekazać informację w celu rozpoznania do wewnętrznego narządu znajdującego się w jamie ustnej, wreszcie wrażliwość na drgania poprzez wykrywanie wibracji w powietrzu i na ziemi, wrażliwość na podczerwień przez specjalne receptory. To wszystko pomaga wężowi analizować sytuację i podejmować właściwą aktywność. Chrześcijanin to człowiek, który mając swoje zmysły cielesne i duchowe powinien roztropnie analizować rzeczywistość i podejmować właściwą aktywność. Nieskazitelność gołębi wiąże się min. z ich wykorzystaniem do rytuałów religijnych w Starym Testamencie. Gołębie uważane były jako czyste i służyły do składania ofiar przebłagalnych za grzechy. Chrześcijanin w Nowym Testamencie sam jest tym, który swoim życiem chce przebłagać Boga za swoje grzechy i czynić wszystko na Bożą chwałę. Jezus wykorzystuje cechy zwierząt, aby wskazać na pewne cechy swoich uczniów, którymi powinni się wykazywać w czasie ewangelizacji. Do tego trzeba zwrócić uwagę na ważny aspekt, że trzeba iść do ludzi zagubionych i w całkowitym zaufaniu Bogu, mówić o Królestwie Bożym. Ewangelizacja nie jest zjawiskiem poszukiwania komfortu. Dyspozycyjność głoszącego, jak obiecuje Jezus, spotka się z troską o sprawy doczesne ze strony tych, którzy przyjmą Dobrą Nowinę.

Panie, który formujesz moje serce, niech będę jak wąż, który roztropnie analizuje sytuację i otoczenie, niech nie zabraknie mi cech gołębia, który pragnie stawać się ofiarą przebłagalną i chwalącą Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Pana.

46. Czwartek – Mt 10, 17 – 23

Mieć się na baczności, to znaczy uważać na drugiego człowieka. Badań jego zachowanie, jego intencje, czasem zachować dystans ( „gdy was będą prześladować w tym mieście, uciekajcie do innego”). Jezus chce, abyśmy poszli do ludzi, głosili im Dobrą Nowinę, ale nie zawsze będzie się to spotykało z życzliwością. Z powodu Boga, wiary i szerzenia moralności chrześcijańskiej będziemy w nienawiści u wielu. A nawet będą nas z tego powodu ciągać przed sąd. Zdrada najbliższych boli najbardziej. Dlatego mamy całkowitą nadzieję pokładać tylko w Bogu. A nawet możemy się nie martwić, jak rozstrzygną się różne napięcia, których doświadczamy jako wierzący. Bóg Ojciec nad nami czuwa. Jezus nawet nam zdradza, że prześladowcy otrzymają swoją zapłatę. W swojej misji zobaczymy jak przychodzi Pan ze swoją zapłatą, tak jak przyszedł w 70 roku i ukarał swój lud, gdy zburzona została świątynia i Jerozolima. Naszym zadaniem jest nie tylko głosić, ale wytrwać do końca. Gra się toczy o nasze zbawienie. Nie dać się złamać przeciwnikowi, nie przejść na jego stronę, nie zniechęcić się w wypełnianiu misji.

Panie daj mi siłę, abym starannie wypełniał swoje zadania. Niech dzielnie przyjmuję przeciwności płynące od ludzi nieżyczliwych. Daj mi właściwie rozeznawać ludzi. Z jednej strony szukać tych, którzy czekają na Dobrą Nowinę, z drugiej strony mieć się na baczności wobec tych, którzy będą prześladować. Za wszelką cenę wytrwać do końca.

47. Piątek – Mt 10, 24 – 33

Jezus zachęca nas do odwagi wobec tych, którzy prześladują. Natomiast wskazuje, że trzeba bać się Boga, bo to Bóg może „duszę i ciało, zatracić w piekle”. Jednak ten strach wobec Boga trzeba zastąpić zaufaniem Bogu. Bać się Boga, to znaczy całkowicie Mu zaufać. Wierzyć, że jest się dla Niego bardzo ważnym. To porównanie do wróbli, które można było kupić bardzo tanio: dwa wróble za asa ( as to była najdrobniejsza moneta, jeden grosz ) jest bardzo wymowne. Choć wróbel jest najtańszym ptakiem, Bóg czuwa, aby nie spadł na ziemię. Jeśli Bóg troszczy się o wróbla, o ileż bardziej o człowieka. Ta troska jest wyrażona w policzonych włosach. Zaufać Bogu, że jestem dla Boga bardzo ważny, to podstawa, aby Boga poszukiwać i pokochać. Wzrastać, aby Bóg był dla mnie ważny, najważniejszy. 

Boże, tak bardzo bym chciał żyć prawdą o tym, że jestem Twoim umiłowanym dzieckiem. Tak często mój umysł i moje serce o tym zapominają. Wtedy łatwo mi myśleć, że jestem przypadkowym istnieniem na tym świecie. A w konsekwencji, że  nie ma sensu się starać, aby podobać się Tobie. Daj mi poczucie godności. Prawda o Twoim krzyżu niech mnie zawsze porusza. Przypomina o Twojej miłości do mnie. Daje świadomość, jak bardzo mnie kochasz. Twoja miłość niech przenika mnie do szpiku kości, niech przenika każdy mój włos. Niech każdy mój włos wielbi Ciebie. 

48. Sobota – Mt 10, 34 – 39

Słowa o poróżnieniu musiały brzmieć gorzko w ustach Jezusa. Jezus mówi, że przyszedł poróżnić, nawet domowników. To jest przykre, to jest trudne, ale to jest konieczne, aby opowiedzieć się po stronie prawdy i Boga. Zatem, nie jest dobre, aby za wszelką cenę unikać tego, co nas różni z naszymi bliskimi. Szczególnie gdy chodzi o sprawy wiary. Trzeba mieć odwagę wejść w spór, który będzie okazją do opowiedzenia się za Bogiem, jako najwyższym autorytetem. Nie można wszystkiego przemilczać, za cenę świętego spokoju. Tak, to jest rodzaj krzyża, który niesiemy pośród naszych bliskich, którzy nie dzielą wiary z nami i nie uważają Boga za najwyższą wartość. Trzeba coś w życiu stracić dla Boga, aby się przekonać, jak bardzo Bóg powinien być na szczycie wszystkich wartości mojego życia. Miecz, o którym mówi Jezus, jest znakiem naszej odwagi i waleczności. Wiara wymaga od nas odwagi i waleczności. 

Spraw Panie, abym nie bał się opowiedzieć za Tobą i prawdą w sytuacji, kiedy nie spodoba się to moim rozmówcom. Nie chcę być tchórzem wobec tych, którzy są przekonani o swojej nieomylności, a lekceważą innych. Daj mi siłę i odwagę, aby bronić prawdy i wiary. Nie daj mi przechodzić na stronę przeciwnika za cenę świętego spokoju. 

49. Niedziela – Mt – 10, 40 – 42

Kiedy spełniamy misję Jezusa, idziemy do ludzi, aby dać świadectwo wiary, to Jezus bardzo się z nami utożsamia. To utożsamienie jest tak daleko idące, że przyjmując ucznia Jezusa przyjmuje się jakoby samego Pana. Dziś może nie wygląda to tak, że ktoś przychodzi do nas, aby nam głosić słowo Boże. Chodzi bardziej o relacje do tych, którzy faktycznie to robią. Przede wszystkim przez świadectwo swojego życia. Konteksty są bardzo różne, ale ważne byśmy potrafili dostrzec tych ludzi, których Pan przyprowadza do naszego życia, aby nas umocnić. Czasem to my jesteśmy umocnieniem dla innych, innym razem to inni przychodzą do nas, abyśmy doświadczyli przez nich samego Pana. Warto zatem każdemu, kto jest postawiony na drodze naszego życia podać kubek wody, dostrzec jego potrzeby, bo on może nam dać coś znaczenie większego, może nam dać poczucie, że sam Pan nas nawiedził. 

Panie spraw, abym był tym, który podaje kubek wody. Ale daj mi czujność i przenikliwy wzrok, że podając kubek wody, udzieliłem Tobie gościny. Tobie ukrytym w bliźnim, który nawiedza mój dom. 

50. Poniedziałek – Mt 11, 1 – 6

Jan kieruje pytanie rozstrzygające definitywnie, kim jest Jezus. Jezus odpowiada faktami, które są wielką pomocą w znalezieniu odpowiedzi na pytanie kim On jest. Ale fakty przytoczone przez Jezusa są tylko elementem pomocniczym w przyjęciu wiary w Niego. Fakty pomagają, ale nie rozwiązują zagadki osoby Jezusa. Tu jest miejsce na wiarę i zaufanie. Czy my dzisiaj, pośrednio lub bardziej wprost, nie testujemy Chrystusa, aby się przekonać, że On jest jedynym zbawicielem człowieka? Odpowiedź Jezusa dziś dla nas jest jasna. Nic lepszego nam się w życiu nie trafi. Nie będzie takiego człowieka, takiej idei, takich okoliczności życia, która mogłyby nam dać coś więcej niż daje nam Chrystus. Nikt nie jest w stanie wypełnić pustkę egzystencjalną i nadać naszemu życiu właściwy kierunek poza Jezusem. Jeśli Jezus przyszedł do naszego życia, to nie musimy już czekać na jakiejś niezwykłe wrażania, które życie miałoby nam przynieść. Najpiękniejsze, co mogło nas spotkać, to sam Jezus. Wszystkie ciekawe, niezwykłe, czasem satysfakcjonująco trudne zdarzenia, mogą nas spotkać przy Chrystusie. Kiedy patrzymy na nasze życie, czyż nie dostrzegamy jaką ciekawą drogę przebyliśmy? Jakże interesującym jest jeszcze to, co razem z Chrystusem może się nam jeszcze zdarzyć? Jeśli w piosence śpiewamy: „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, to trzeba nam dodać, że one są ważne i ciekawe właśnie dlatego, że idziemy razem z Chrystusem. On nas może jeszcze nie raz zaskoczyć i zabrać nas w wiele ciekawych miejsc i sytuacji, o których nawet nie marzyliśmy. 

Panie spraw, bym nie wyczekiwał już niczego poza Tobą. A razem z Tobą daj mi przeżyć mądrze, ciekawie i wiernie swoje życie. Dziękuję za wszystko, co spotkało mnie i ukształtowało. Za wszystkie miejsca, za ludzi i za moją drogę życiową. Za największą przygodę, która może zdarzyć się człowiekowi – za codzienną Eucharystię.  

51. Wtorek – Mt 11, 7 – 15

Jan był tym, o którym Jezus powiedział słowami Starego Testamentu: przygotował drogę. To jest nasza rola względem tych, którzy zostali nam powierzeni. Przygotować ich na spotkanie z Panem i przyjęcie Dobrej Nowiny. Owszem, istota wiary dokonuje się bardzo osobiście w sercu, jest dziełem Jezusa i tego konkretnego ucznia. Jezus jednak chce, abyśmy się nawzajem przygotowywali. To przygotowanie powinno być radykalne. Św. Jan to jest postać radykalna. Postać „gwałtowna” – ludzie gwałtowni zdobywają Królestwo Boże. Potrzeba takiego zaangażowania, które pociąga. Marazm nie jest ewangeliczny. 

Panie, daj mi siłę, do ciągłego wsłuchiwania się w Twój głos. Niech Twoje natchnienia dają mi ciagle nowe pomysły, abym stwarzał dobre warunki do spotkania z Tobą innym. Spraw, abym rozumiał, że moją rolą jest tylko przygotowanie. Resztę pozostawiam Tobie.

52. Środa – Mt 11, 16-19

Jezus posługuje się porównaniem do do krnąbrnych dzieci. Kiedy dzieci są kapryśne można to jakoś wytłumaczyć. Ale kiedy dorośli są kapryśni jak dzieci, to jest to brak dobrej woli. Człowiek, który zawsze ze wszystkiego jest niezadowolony, nie potrafi przyjąć Jezusa jako swojego Pana. A przecież Jezus także może być widziany w złych kolorach. A co dopiero powiedzieć o świętych i błogosławionych. Ciekawym jest, że można znaleźć Boga i żyć z Bogiem w różnych kontekstach życia. Jan znalazł Boga w surowości życia, w poświęceniu i wyrzeczeniu. Przez swoje życie znalazł Jezusa. Sam Jezus pokazuje nam, że można żyć bardzo zwyczajnie: jeść, pić, a nawet spotykać się z ludźmi grzesznymi (dziś powiedzielibyśmy – kontrowersyjnymi) i w ten sposób żyć z Bogiem. Oczywiście, życie Jezusa na ziemi miało swoje radości, ale przyszło także na Niego cierpienie i odrzucenie. W każdym położeniu trzeba szukać mądrości, która usprawiedliwia często sprzeczne style bycia, bo w mądrości jest sam Bóg. On potrafi dać się odnaleźć wszędzie – w każdym położeniu.

Panie, chcę z Tobą być we wszystkich kontekstach swojego życia. Daj mi radość życia, która jest owocem Twojego stworzenia. Daj mi mądrość życia, abym także w sytuacjach trudnych znalazł Ciebie.

53. Czwartek – Mt 11, 20 – 24

Jezus robi wyrzuty. To sformułowanie może budzić zdziwienie. Jezus wyrzuca mieszkańcom miast, które nie skorzystały z Jego łaski i nie nawróciły się. Jezus robi wyrzuty czyli jest smutny, zawiedziony, rozczarowany. Czyż ja nie jestem takim miastem, w którym dokonało się wiele cudów i jednocześnie nie wydaje dobrych owoców. To mnie trochę przeraża. Wiedzę w swoim życiu ogromne ilości łaski, tyle zdarzeń wspieranych łaską, tyle dobroci i miłości, tyle ratunku w sytuacjach beznadziejnych, jednocześnie tak skromne owoce mojego życia. To budzi mój lęk. Wielkie łaski i małe owoce – to kontrast, który mnie napełnia smutkiem. Jezus tłumaczy w ten sposób zależność łaski i zbawienia. Kafarnaum otrzymało wiele łaski, ludzie tam widzieli wiele cudów. Gdyby tyle łaski otrzymała Sodoma, to by się ostała. Jest zatem jakaś zależność wiadoma tylko Bogu. Bóg oczekuje owoców nawrócenia proporcjonalnie do dawanych łask. Dlaczego tak trudno mi być konsekwentnym? Muszę stale pamietać, że jestem jak Kafarnaum. 

Panie, nie daj mi zawodzić Twoich oczekiwań względem mnie. Błagam.

54. Piątek – Mt 11, 25 – 30

Kiedy słyszę słowa o tym, że objawiłeś prawdy Boże prostaczkom, to odbieram te słowa do siebie. Kiedy patrzę na historię swojego życia, to widzę jak bardzo jestem prostaczkiem, który otrzymał dużo światła, aby poznać Boże prawdy. Nigdy nie byłem mądrym i roztropnym, ani w młodości, ani w dorosłości. A jednak czułem, że dajesz mi wiele odpowiedzi na moje pytania, wskazywałeś drogę, oświecałeś swoją mądrością. Mądrość nie należy do mnie. Jest Twoim darem. W tej Bożej mądrości rozumiem, że z moim życiem trzeba mi iść do Ciebie. Jakże często czuję się jak każdy człowiek tego padołu, utrudzony i obciążony. Utrudzony pracą, ale też obciążony wymogami przykazań i Ewangelii, aby zachować to wszystko, co jest ciężarem życia wiernego Tobie. Za każdy razem muszę sobie przypominać, że mam patrzeć na Ciebie. Ty Jesteś cichy i pokorny sercem. W Tobie moja dusza doznaje ukojenia. Najlepiej widać doświadczenie ukojenia na adoracji i w konfesjonale. Idę wtedy do Ciebie z moim utrudzeniem, a Ty wlewasz w moje trudności słodkość i lekkość. 

Dziękuję Panie, za słowa, które naprawdę sprawdzają się w moim życiu. Mogę tylko potwierdzić, że nigdy mnie te słowa nie zawiodły. Czuję się twoim małym prostaczkiem i dziękuję za mądrość, której udzieliłeś mi w całym moim życiu. Proszę, abym wytrwale się uczył od Ciebie, co znaczy być pokornym i cichym.

55. Sobota – Mt 12, 1 – 8

Oprócz istnienia przykazań i zasad właściwych postaw, których Pan Bóg od nas oczekuje, mają miejsce pewne zasady interpretacji. Są okoliczności, w których trzeba właściwie zinterpretować jakąś zasadę czy przykazanie. Zachowanie szabatu jest ważne ze względu na to, do czego prowadzi, a nie dla zachowania zasady dla samej zasady. Jeśli spoczynek szabatu prowadzi do poświęcenia czasu na modlitwę i skupienia się na innych czynnościach niż te, które wykonuje się na co dzień, aby na przykład doświadczyć braterstwa i miłości bliskich, ucieszyć swoją pracą, dostrzec piękno świata, to ów spoczynek prowadzi na do określonego celu. Jeśli natomiast wymóg szabatu miałby być wymogiem, który spowoduje, że podstawowe potrzeby człowieka zostaną zakwestionowane, na przykład potrzeba jedzenia i zaspokojenia głodu, to zasada szabatu robi się niemiłosierna. Owszem, człowiek może sobie narzucić pewne postawy poświęcenia i ofiary, ale co do zasady, Pan Bóg jest miłosierny i nie chce nam uprzykrzyć życia. Zasady mają nam pomagać żyć godnie i radośnie. Zatem, wiele rzeczy trzeba nam rozeznawać. Trzeba prosić Jezusa, aby w określonej sytuacji pomagał nam dobrze interpretować przykazania i zasady ewangeliczne. On jest Panem wszelkich praw i jeśli jesteśmy z Nim, trwamy z Nim, idziemy z Nim, to znaczy, czujemy, że nie musimy koncentrować się na zasadach i przykazaniach, bo On jest najwyższą zasadą naszego życia, którą chcemy się kierować.

Panie, pomóż mi rozeznawać Twoje prawa, abym nie ułatwiał sobie życie i nie bagatelizował Twoich praw. A jednocześnie, abym nie koncentrował się na przykazaniach i zasadach samych w sobie. Niech one zawsze prowadzą mnie do bliskości z Tobą. 

56. Niedziela – Mt 12, 9 – 14

Jezus pragnie, abyśmy czynili dobrze, nawet kosztem zasad zachowywania Szabatu. Dobro człowieka ma charakter nadrzędny. Nasza religijność, nasze zasady, nasze poukładane plany, muszą być dostosowane do dobra drugiego człowieka. Jeśli nasza religijność i wierność zasadom nie służy dobroci względem innych, to zaprzecza sama sobie. Kochamy Boga poprzez miłość bliźniego i nie musimy się obawiać, że jedno stoi w kontrze do drugiego. Odejść od utartych schematów, aby pomóc bliźniemu, to jest postawa właściwa. Dlaczego? Człowiek stoi w centrum działania Boga. Człowiek jest ważniejszy niż owca, jest ważniejszy niż sto owiec, niż dobro, które nie jest bezpośrednio skierowane na bliźniego. Człowiek jest ważniejszy! Skoro Jezus mówi takie słowa, to znaczy, że jesteśmy dla Jezusa bardzo ważni! On zawsze czyni nam wiele dobra i chce byśmy i my czynili wiele dobra. Aby nasze zasady i styl życia służyły dobru drugiego człowieka.

Panie, pokaż mi jak bardzo się mylę, gdy uważam, że mojej religijności zagraża dobro czynione bliźniemu. Daj mi światłe oczy i chętne ręce, abym widział dobro drugiego. Abym potrafił kochać ze względu na Ciebie.

57. Poniedziałek – Mt 12, 15 – 21

Czasem wypełnienie woli Bożej może zakładać usunięcie się z drogi agresora. Tak uczynił Jezus. Odszedł. Pozostawić agresorów z ich złym planem. Jezus pozwolił, aby wolna wola mogła być nieskrępowana. Z drugiej strony jest to zawsze czas na refleksję. Czy warto czynić zło i niszczyć drugiego? Odsunąć się, aby powrócić w dogodniejszej sytuacji, albo dać drugiemu czas, aby świadomie wybrał drogę dobrą lub złą. Jezus według proroka Izajasza jest tym, który nie będzie się spierał ani krzyczał ale zamilknie. W tej postawie staje się Umiłowanym, w którym Bóg Ojciec ma upodobanie i budzi nadzieję. Jezus jest zawsze umiłowanym w jedności Trójcy świętej, ale jest umiłowanym także poprzez to, że wypełnia wolę Ojca. 

Panie, chce naśladować Twoją cichość, nie chcę się spierać ani krzyczeć. Bardzo pragnę być twoim umiłowanym. Naucz mnie wypełniać Twoją wolę. 

58. Wtorek – Mt 12, 22 – 30

Naśladować Ciebie Panie w uzdrawianiu. Co to znaczy? Może dzisiaj, jako Twoi uczniowie mamy uzdrawiać innych duchowo. Przede wszystkim duchowo. Takie uzdrowienie jest także bardzo widoczne dla oczu. Ktoś za kogo modliliśmy się, okazaliśmy mu serce i czułoś, zmienia się na naszych oczach. Zdrowieje. Zaczyna mówić jak człowiek szczęśliwy, choć dotąd czuł się nieszczęśliwy. Zaczyna widzieć świat w jasnych kolorach. To jest nasze chrześcijańskie zadanie. Moje zadanie. Dodać komuś zdrowia, nadziei, optymizmu i pokazać, że to zdrowe życie pochodzi od Boga. Jezus tłumaczy także strategie zła, do którego wciąga człowieka szatan. Szatan jest postacią logiczną i zorganizowaną. Działa kolektywnie. Można powiedzieć, trochę w rozumieniu ludzkim, że to zbiorowość zorganizowana. Szatan nie jest w swoim sianiu zła „szaleńcem”. Nie niszczy się sam. Nie niszczy swoich towarzyszy zła. To oznacza, że mamy do czynienia z przeciwnikiem, którego nie wolno lekceważyć. Gdzie jest zabezpieczenie przed tym rodzajem pokusy i ataku? Być z Jezusem: Kto nie jest ze Mną jest przeciwko Mnie. Być z Jezusem znaczy mieć konkretne wsparcie w walce o dobre życie przeciw szatanowi i jego pokusom. Tu jest także jakieś bardzo stanowcze ukazanie dwóch dróg. Albo jestem z Jezusem, albo jestem przeciwko Niemu. Nie ma trzeciej czy czwartej drogi. Nie ma drogi pod tytułem jestem obojętny. Obojętność znaczy jesteś przeciw. Jesteś przeciw, nie masz zabezpieczenia, aby odpierać ataki szatana. Istoty zorganizowanej, wiedzącej czego chce. Mającej swoje argumenty i sposoby docierania do ludzkiej świadomości. Dlatego muszę być osobą zorganizowaną. Poukładaną. Mającą konkretny plan na swoje życie. Muszę prosić Jezusa, aby to On kierował moim życiem. Wskazał mi drogi i kierunek. 

Panie, tak bardzo chcę, oddać Ci swoje życie. Naucz mnie odczytywać Twoje zamysły względem mnie i dzieła które prowadzę. Widzę, że poddanie się Twojej woli, jest najlepszym i jedynym pewnym rozwiązaniem zagadki mojego życia. 

59. Środa – Mt 12, 31 – 37

Dlaczego bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie będzie odpuszczone? Duch święty jest tym, który działa w sumieniu człowieka. Jeśli człowiek ma złą wolę, to sprzeciwia się Duchowi Świętemu i nie przyjmie postawy uznającej grzech i pragnienie nawrócenia. Są grzechy, które się zdarzają człowiekowi nie dlatego, że ma złą wolę. Człowiek grzeszy z różnych powodów, ale jeśli nie chce słuchać głosu swojego sumienia czyli Ducha świętego, który jest w nim, to nie przyjmie postawy nawrócenia, a przecież ona jest konieczna, według słów Jezusa, aby grzechy zostały odpuszczone. Spowiedź jest z tego względu pięknym sakramentem. Chcemy powiedzieć Bogu, że nasze grzechy uświadamiają nam jeszcze większą potrzebę Bożej miłości. Grzech pokazuje nam, jak bardzo pragniemy żyć w głębokiej przyjaźni z Bogiem. Bez tej przyjaźni jest nam źle. 

Dziękuję, Ci Boże za Twoje miłosierdzie. Choć moje grzechy towarzyszą mi przez całe moje życie, to jednak chce ciagle się nawracać. Dla Ciebie. Nigdy mnie nie opuszczaj i pomóż mi, abym ja nigdy nie opuścił Ciebie. 

60. Czwartek – Mt 12, 38 – 42

Wielu ludzi mówi, że wiara nic nie daje, nie jest im potrzebna. Badanie socjologiczne  wskazuje nawet na to, że ludzie przestają praktykować nie dlatego, że gorszą się kimś w kościele, że wymagania są zbyt wysokie, na na te czasy. Ale przestają praktykować, bo im to jest do niczego nie potrzebne. Bóg staje się niepotrzebny. Gdyby Bóg spełniał zachcianki człowieka. Gdyby mógł załatwić dobrą pracę, nowy telefon, dobrą ocenę z trudnego przedmiotu, wtedy Pan Bóg może byś się przydał. Jako zbawca odległej szczęśliwości wydaje się całkowicie zbędny. Nie załatwia bierzących spraw w sposób szybki, skuteczny i efektowny. Czy taka postawa nie jest żądaniem od Boga widzialnych znaków? Gdyby ciebie i mnie ktoś chciałby tak traktować – jeśli jesteś mi potrzebny, coś mi dajesz, mam jakąś korzyść z relacji z tobą, to mogę poświęcić ci trochę czasu. Jeśli nic mi nie dajesz, jesteś mi zbędny. Czy takie patrzenie byłoby dla ciebie w porządku? Jesteś dla kogoś, bo jesteś mu potrzebny. Jako osoba nie masz żadnego znaczenia. Żądamy od siebie ciągłych znaków, dowodów, że jesteśmy przydatni, bo jak nie, tracimy na wadze, stajemy się niepotrzebni, odesłani na śmietnik, na złom. Takie podejście Jezus określa mianem przewrotne. Człowiek jest przewrotny. Ale też wiarołomny czyli zdradzający, nie trwający w wierności. Egoizm człowieka każe mu myśleć o sobie. Drugiego traktować jak przedmiot. Boga traktować jak przedmiot użyteczny lub nieużyteczny. Kiedy ktoś sprawdza Boga, nie opiera swojej relacji do Boga na przyjaźni, tylko chce od Boga wymiernych korzyści, rozczaruje się. Bóg nie jest czarnoksiężnikiem, spełniającym zachcianki przewrotnych i wiarołomnych ludzi. Bóg jest Ojcem, kochającym Tatą, który wie najlepiej, jak dbać o swoje dzieci. Zaufać Mu, to nie szukać testów sprawdzających. Ale przekonać się na żywo, jak wyraża swoją miłość i daje więcej, niż prosimy czy oczekujemy. 

Panie daj mi postawę zaufania Tobie. Jesteś najważniejszy dla mnie dlatego, że jesteś. A każde dobro, które od Ciebie otrzymuję, jest wyrazem nie tyle spełnienia jakiś oczekiwań, co Twoją czułością, smakiem Twojej przyjaźni. 

61. Piątek – Mt 12, 43 – 45

Co oznacza serce „niezajęte, wymiecione i przyozdobione”? Serce, w którym może panować względny porządek. Ktoś mówi: można być dobrym człowiekiem nie praktykując wiary. Jednak Jezus chce nam powiedzieć, że jeśli serce jest niezajęte – niezajęte przez Boga, to musi się liczyć z tym, że rzucą się na to serce demony, wiele demonów, bardzo złośliwych i zaczną w takim sercu mieszkać. Dlatego jest tak ważne, że mieć serce wypełnione miłością do Boga. Zaprosić, aby w tym sercu zamieszkał Bóg. Tylko wtedy człowiek jest mocny i da radę stawić czoło demonom, które błąkają się po świecie. 

Panie, mieszkaj w moim sercu. Moje serce nie zawsze jest wymiecione i przyozdobione. Ale moje serce nie może być puste. Ono jest tylko dla Ciebie.

62. Sobota – Mt 12, 46 – 50

Kiedy podejmujemy się jakiegoś zadania, powinniśmy się zastanowić, czy jest ono zgodne z wolą Bożą. Czy Bóg od nas tego chce, abyśmy to zrobili? Im większe zadanie, tym bardziej powinniśmy pytać Boga – czy Bóg tego od nas chce. Kiedy już coś się dokona, to wtedy jeszcze łatwiej nam ocenić, czy Bóg tego od nas chciał. Jeśli dzieło jest skończone, to owoce tego dzieła będą mówić same za siebie. Wskażą nam jasno – czy Bóg tego od nas oczekiwał. Wypełnianie woli Boga sprawia, że Jezus wyciąga w moim i twoim kierunku rękę. Wskazuje na nas i mówi: jesteś moim bratem siostrą, matką, jesteś moją rodziną. Jezus bowiem chce nam powiedzieć, że prawdziwe więzi tworzy się na drodze duchowej. 

Panie Jezu, pomóż mi wypełniać wolę Ojca, abym mógł należeć do Bożej Rodziny.

63. Niedziela – Mt 13, 1 – 9

Pan do nas mówi wiele. Ale mówi w przypowieściach i dlatego trzeba wielkiego otwarcia serca, aby usłyszeć. Można powiedzieć, że uszy mogą słyszeć, ale serce nie słyszy. Chodzi o to, aby serce słyszało. Słowo, które kieruje Pan do twojego i mojego serca jest narażone na różne przeciwności. Usłyszane, może w ogóle nie przynieść żadnego owocu. Ptaki wydziobały je z drogi. Co to za ptaki? Co od razu zabiera ci usłyszane słowo? To jest pytanie otwarte. Słowo może być słuchane z jakąś ciekawością, a nawet chęcią kierowania się nim. Ale nie zapuściło korzenia w sercu. Bez korzenia wszystko usycha. Trzeba coś zrobić, aby nasza modlitwa słowem miała swój czas. Weszła do naszego serca i pozostała tam trochę dłużej. Trzeba dać sobie możliwość głębszego wejścia w dialog z Panem. Bez tego będziemy tylko ślizgać się po powierzchni. Wreszcie słowo jest zagłuszane przez bardzo wiele dzięków i informacji. Mamy często dobre chęci, ale to, co daje nam świat, a może trzeba powiedzieć nasze otwarcie na świat, nasze zbytnie otwarcie na świat sprawia, że słowo się nie przebije. Co zagłusza ci Boga i Jego słowo. Zobacz, co wyrasta wyżej i chce dominować ponad wszystkim. Czy to coś daje ci prawdziwą satysfakcję, poczucie spełnienia i szczęścia? 

Panie, wiesz, że często nie jestem glebą żyzną. Zmagam się z twardą powierzchnią swojego charakteru, nie pozwalam na pogłębienie naszych więzi i często nie potrafię zrezygnować z wielu rzeczy, które zagłuszają mi Ciebie. A jednak bardzo mi szkoda, że wiele Twoich słów nie dotarło do mnie na czas. Wiele gdzieś zgubiłem. Zaniedbałem tak wiele możliwości. Nie chcę by tak było. Mów do mnie wiele, chcę mieć serce słuchające.

64. Poniedziałek – Mt 13, 10 – 17

Jakimi oczami patrzę na świat? Jak patrzę na swoje życie? Gdy patrzymy na wszystko przez doświadczanie Jezusa, mamy ogromne szczęście. Bez Jezusa życie może być dobre, ciekawe i czasami szczęśliwe. Gdy jestem z Jezusem życie zawsze jest dobre, ciekawe i szczęśliwe. Co byłoby, gdyby wszyscy patrzyli na życie przez pryzmat Dobrej Nowiny Jezusa? Już tu doświadczalibyśmy ogromnego szczęścia jako wspólnota, mimo chorób i śmierci, bylibyśmy szczęśliwi. Jednak Jezus mówi o wybranych. Tylko niektórzy rozumieją Dobrą Nowinę. Rozumieją ci, którzy mają serce otwarte dla Boga. Serce otwarte sprawia, że oczy widzą i uszy słyszą właściwie. Gdy serce twardnieje, można patrzeć i słuchać, i nic. Wiem, że otrzymałem łaskę rozumienia i kochania Ciebie. Gdy o tym zapominam staję się ślepy i głuchy. Trzeba mieć trochę serca do wiary. Pytać, interesować się, zabiegać. Kierować swoje zainteresowanie ku Bogu. Bez tego nie doświadczymy jasności i zrozumienia.

Panie, tak bardzo chcę zabiegać o Twoją przyjaźń. Stale pokazywać Ci, że chcę z Tobą iść przez życie. Czuć Twoją obecność i łaskę. Tak, cieszę się Tobą każdego dnia. 

65. Wtorek – Mt 13, 18 – 23

Jakich przeciwników ma człowiek? Co przeszkadza nam w mądrym, Bożym i owocnym życiu? Przypowieść o siewcy dotyka sedna: Zły, uciski, prześladowanie ( coś trudnego, co sprawia, że człowiek się załamuje ), troski doczesne i ułuda bogactwa. To są konkretne zjawiska, z którymi człowiek musi się zmierzyć. A raczej trzeba powiedzieć, musi się mierzyć wciąż i zawsze do końca życia. Tak więc żyjąc tu na ziemi jesteśmy w trakcie permanentnej wojny. Wielką pomocą jest zatem słuchanie słowa, rozumienie słowa i wcielanie je w życie. Słowo Boże staje się bardzo skuteczną bronią. Bez słowa stoimy na polu walki bezbronni.

Słowo Boże jest zatem skutecznym „egzorcyzmem”, dodaje sił, gdy coś próbuje nas przestraszyć i złamać, daje światło, abyśmy nie zatrzymali się tylko na sprawach doczesnych, ale widzieli dalej i szerzej.

Panie, tylko z Tobą mogę pokonać Złego, tylko z Tobą nic mnie złamie, tylko z Tobą nie dam się zmanipulować, że liczy się tylko ten świat.

66. Środa – Mt 13, 24 – 30

Kiedy Jezus pozwala, aby obok siebie rosły pszenica i chwasty, wyraża w ten sposób cierpliwość wobec tych, którzy nie zostają od razu wyrwani i spaleni na skutek swojego złego życia. Rosnąć do żniwa, to mieć czas, aby się nawrócić. Tego Jezus chce nauczyć tych, którzy idąc drogą Bożą tęsknią już za rozkoszą nieba. Jednak tacy powinni naśladować Jezusa i troszczyć się nie tylko o swoje zbawienie, ale także o zbawienie zagubionych. To jest nasze chrześcijańskie zadanie. Pozwolić, aby oni wzrastali obok nas, byli obok nas, mieli jeszcze czas, aby z chwastu przeobrażać się w pszenicę przynoszącą dobre plony. To, co w przyrodzie jest nie możliwe, w przypadku człowieka i jego życia jest możliwe. Chwast nigdy nie stanie się pszenicą. Ale człowiek grzeszny może stać się świętym. 

Panie, daj mi światło i mądrość, aby pomagał innym odnaleźć Ciebie. Chcę być dobrym narzędziem w Twoim ręku, aby innych pociągnąć do Ciebie. Dziękuję za Twoją cierpliwość, abym mógł stale przemieniać się w dobrą pszenicę, wyrywając ze swojego serca chwasty grzechu i śmierci. 

67. Czwartek – Mt 13, 31 – 35

Wiara w sercu człowieka może być bardzo niepozorna. Niewidoczna i mała. Ale jeśli karmi się Bożą łaską rośnie i staje się ogromna. To jest droga od ziarna do gigantycznego drzewa. Od Chrztu do wiary żywej zdolnej do wielkich poświęceń i miłości. Aby jednak dokonywał się wzrost potrzeba energii. Potrzeba widzenia przyszłości, że ten wzrost doprowadzi do Królestwa Bożego. Widzieć koniec oczami wiary. Widzieć cel, do którego zmierzamy. Nie tracić go z oczu. Z tego czerpać energię do wzrostu. Czym jest Królestwo Boże? To sam Bóg, to zjednoczenie z Chrystusem, to doświadczanie pełni Ducha Świętego. Jak dobrze, że mamy przed sobą tak niezwykłą perspektywę. 

Jeśli mam wzrastać, muszę od Ciebie Panie czerpać energię. Tylko Ty możesz być moim Zaczynem, który od wewnątrz mnie zmienia Sobą, Swoją miłością, Swoją mądrością. Niech nigdy nie tracę z oczu blasku Królestwa Bożego.

68. Piątek – Mt 13, 36 – 43

Przypowieść o chwaście jest wielkim pytaniem o zło w Kościele. Skoro uwierzyłem, to muszę się jeszcze zmierzyć z tym, że nie wszyscy wypełniają wiernie to, co z wiary wynika. Ten wzrost chwastów w Kościele będzie mógł działać negatywnie. Po co się starać, skoro tylu się nie stara. Skoro można jakoś trwać w Kościele i jednocześnie żyć po swojemu. Z drugiej strony, obecność chwastów, może działać mobilizująco. Skoro tak wielu nie zachowuje wierności Bogu i przykazaniom, to muszę się bardzo starać, aby samemu zachować ideały i dążyć do nich z całych sił. Ludzi niegodnych trzeba tolerować, ale ich nie naśladować. 

Panie niech ci, którzy odeszli od wierności będą dla mnie zawsze mobilizacją do większej wiary. Jeśli chcesz działać przez moje życie, dodaj im sił, aby się nawracał sam i był natchnieniem do nawrócenia.

69. Sobota – Mt 13, 44- 46

Niezwykłość Królestwa Bożego jest tak wielka, że warto poświęcić wszystko, aby je osiągnąć. Sprzedać wszystko, pozbyć się wszystkiego, aby tylko pozyskać możliwość dostania się do Królestwa Bożego. Czytając ten fragment nasuwa się wniosek, że bohaterowie przypowieści wykonali jeden szybki gest: sprzedali wszystko, aby nabyć drogocenną rzecz. W naszym życiu to wyzbywanie się wszystkiego jest rozłożone na lata. Wyzbywamy się z wiekiem bardzo wielu rzeczy. Często czas nam odbiera wiele rzeczy. Pytanie: czy my się na to godzimy? Czy oddajemy chętnie naszą młodość, nasze zdrowie, nasze powodzenie, nasze znaczenie? Czy rezygnujemy z tego, co nam życie odbiera? Czy jednak życie musi nam wydzierać pewne części naszego życia? W sytuacjach głębokiej refleksji lub sytuacji granicznej możemy w jednej chwili wyrazić naszą gotowość do oddania wszystkiego za możliwość znalezienia się w Królestwie Bożym. 

Panie dodaj mi wiary, abym nigdy nie zwątpił w dotarcie do celu jakim jest Królestwo Boże. Daj mi taką pasję i „mądre szaleństwo” sprzedać wszystko, aby pozyskać Ciebie i Twoje Królestwo. Oby jak najwięcej tych, których stawiasz na mojej drodze, miało w sobie taką wiarę, że warto sprzedać wszystko co się ma, za skarb Królestwa Bożego.

70. Niedziela – Mt 13, 47 – 53

Jaką jestem rybą? Kiedyś zostanę wyciągnięty z morza świata i poddany selekcji. Przypowieść zawiera terminy zły i sprawiedliwy. Sprawiedliwość jest więc jakąś zasadniczą cechą, z której zostanę rozliczony. Co to znaczy być sprawiedliwym? Sprawiedliwość to postawa oznaczająca, że nie można potraktować kogoś niesprawiedliwie. Nie można kogoś skrzywdzić. Sprawić, że zostanie on potraktowany inaczej niż inni. Pytasz mnie Panie: na ile rozumiem Twoją naukę? Boję się odpowiedzieć, że wszystko rozumiem. A przecież od rozumienia do wprowadzenia Twojej nauki w życie jest długa droga. Jednak bardzo dobrze rozumiem, że przy końcu bardzo mi będzie potrzebne Twoje miłosierdzie. 

Uczyń mnie Panie człowiekiem sprawiedliwym. Spraw, abym kochał Ciebie w Tobie i Ciebie w drugim człowieku. 

71. Poniedziałek – Mt 13, 54 – 58

Przykre musiało być dla Jezusa powątpiewanie o Nim. Kiedy żyjesz pośród swoich, wydaje ci się, że powinieneś mieć u nich najwięcej zrozumienia. Jednak Jezus doświadczył czegoś innego. Został zlekceważony. Dlatego to jest zadanie dla mnie. Jeśli czuję się bliskim Jezusa, nie mogę Go lekceważyć, nie chcę w Niego wątpić. Chcę Mu okazać swoje zaufanie. Taka postawa sprawi Jezusowi wielką przyjemność i umożliwi zdziałanie w moim życiu wielu cudów. 

Panie, przymnóż mi wiary. Niech nigdy nie wątpię, że Ty jesteś dla mnie wszystkim. Ty wszystko możesz. Niech mnie nie zwiedzie Twoja cichość i pokora. Ty Jesteś Wielki Pan. 

72. Wtorek – Mt 14, 1 – 12

Zwrócenie uwagi komuś, kto źle żyje, jest zawsze ryzykiem. Czasem można stracić przyjaciela a czasem nawet życie. Jan prowadził życie wyjątkowe. Był głosem Boga. Za głoszoną prawdę traci życie. Jak bardzo narażamy się tym, dla których jesteśmy wyrzutem sumienia. Może czasem uważamy, że pragnienie dobra dla innych przyniesie nam ich przyjaźń. Tak się może zdarzyć. Częściej jednak jest to włożenie kija w mrowisko. Wystawienie siebie jako celu do ataku. Widać także jak głupie okoliczności wykorzystuje demon, aby zgładzić Jana. Taniec pięknej dziewczyny stał się powodem śmierci. Uwikłanie się w grzech, trwanie w grzechu, powoduje, że wystawiamy się na cel demona, który karty rozdaje i uderza w człowieka z cała mocą. Znajduje drobiazgi, poprzez które zadaje ból. Jan jest przykładem, że prawda kosztuje. Jan walczył nawet o rozwiązłego Heroda, aby nie dawał zgorszenia. Dlatego sumienie u Heroda się odezwało, ale zło zapędziło go w kozi róg.

Proszę o siłę wierności. Proszę o słowa prawdy, które będą budowały, ale także właściwie upominały. Niech ta ewangeliczna sytuacja będzie dla mnie przestrogą, że nie wolno wchodzić w układy ze złem. Drobne okoliczności mogą stać się przyczyną wielkiego zła, z którego człowiek nie potrafi się wycofać. 

73. Środa – Mt 14, 13 – 21

Jakże często potrzebuję zlitowania. Gdy moje ludzkie możliwości okazują się bardzo kruche. Zlitowanie się jest miłością pomnożoną. Litować się nad kimś, to znaczy okazać mu miłość, choć jego problem jest wynikiem jego błędów i zaniedbań. Jezus kocha, ale czasem w miłości Jezusa ukazuje się litość. Jezus przewidział, że zło, które dotyka człowieka jest wynikiem złej organizacji czy braku roztropności. Tak było z ludźmi, którzy okazali się nieroztropni, gdy poszli za Jezusem i nie przygotowali się do wymagającej podróży. Jezus wchodzi w nasze nierozważne decyzje i chce nam okazać zmiłowanie. To bardzo miłe, gdy wiemy, że coś zaniedbaliśmy, a jednak Pan nasycił nas do sytości. Trzeba nam dostrzec, jak cudownie, ale jednocześnie dyskretnie Pan wyciąga nas z kłopotów. Pomaga, ale się ukrywa za okolicznościami.

Panie dzięki za Twoje ukryte dobro, za to, że nie możesz patrzeć, z jak wieloma sprawami sobie nie radzę i dajesz swoją łaskę. Bądź uwielbiony za Twoje działanie w moim życiu.   

74. Czwartek – Mt 14, 22 – 33

Życiową dewizą uporządkowanego życia jest modlitwa. Trzeba się modlić. To wydaje się takie oczywiste. A jednak każdego dnia muszą mobilizować siebie, aby podejmować trud modlitwy. Modlitwa jest wielką siłą. Taka siła jest mi potrzebna, żeby stawić czoło wielkim siłom tego świata. Burzom. Jeśli nie będą przebywał z Jezusem na modlitwie nie usłyszę słów Jezusa: Odwagi! Ja jestem, nie bój się. Jeśli nie będę przebywał z Jezusem na modlitwie nie będę chodził po wodzie, nie będzie w moim życiu rzeczy niezwykłych. Wreszcie, kiedy przestraszę się silnego wiatru i będę tonął, nie uchwycę się ręki Jezusa, która mnie wyciągnie z topieli. A więc być z Jezusem, być z Jezusem, być z Jezusem! To jest moja życiowa dewiza. Nie mogę nigdy z niej zrezygnować. Nie mogę nigdy zostawić Jezusa! Kiedy jestem z Jezusem doświadczam, że wiara jest codziennym doświadczeniem Bożej mocy, która przemienia rzeczywistość wokół mnie i we mnie. Zatem, pozyskać Jezusa, Jego serce, za wszelką cenę.

Panie, przyjmuję Twoje słowa do siebie: czemu zwątpiłeś małej wiary? Jak często myślę, że żywioły świata są silniejsze ode mnie. Uznaję swoją słabość, że mogą mnie pokonać. Zapominam, że Ty jesteś większy. Dodaj mi wiary, abym wierzył tylko Tobie. Abym z Tobą chodził po ziemi, a jak Ty będziesz chciał, także po wodzie. 

75. Piątek – Mt 14, 34 – 36

Nosić w sobie pragnienie przybliżenia się do Jezusa. Być blisko Niego, żeby choć dotknąć Jego szaty. To wystarczy, aby ciągle zdrowieć ze swojego światowego myślenia. W ciągu dnia mieć krótkie modlitwy. Mówić Bogu: kocham Cię. Na chwilę siąść przy Tabernakulum. Coś przeczytać. Odmówić Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo. Odnieść swoją pracę, ważną rozmowę, przyjemność odpoczynku – do Boga. Jednym słowem dbać o ciągłe dotykanie frędzli Jego płaszcza. 

Tak bardzo chcę, być blisko Ciebie Panie. Wciąż. Zawsze. W każdej chwili życia.

76. Sobota – Mt 15, 1 – 9

Troska o życie duchowe dopomina się wglądu w życie codzienne. Bardzo dobrze, kiedy prowadzimy życie religijne, ale musi ono oddziaływać na postawy. Okazuje się bowiem, że można czcić Boga wargami, ale sercem być od Boga daleko. Nasze podejście do życia chrześcijańskiego powinno być spójne. Odbiciem naszej miłości do Boga jest nasza miłość do bliźniego. W rozmowie z faryzeuszami podany jest konkretny przypadek relacji do rodziców. Bóg wyraźnie zawarł postawę względem rodziców w przykazaniu czwartym. Chce szacunku, który przejawia się także w pomocy materialnej. Z tego obowiązku nie zwalnia nawet ofiara złożona Bogu na świątynię czy cele liturgiczne. Według faryzeuszy można byłoby w takim przypadku ominąć Boże przykazania z czystym sumieniem. Otóż, Bóg nie życzy sobie ofiary, która krzywdziłaby rodziców. 

Panie, pomóż mi być wiernym w życiu duchowym i w życiu codziennym. Chcę kochać Ciebie, ale także dla Ciebie każdego człowieka. Daj mi roztropność, abym nigdy nie dostrzegał sprzeczności między oddawaniem czci Tobie, a pomocą bliźniemu. Polecam Ci moich rodziców, ich zbawienie.

77. Niedziela – Mt 15, 10 – 20

Cały problem utrzymania swojego życia w porządku moralnym, to problem serca. Stąd zaczyna się wszystko. Jeśli serce jest czyste, to czyny także są czyste. Jeśli serce nie jest uporządkowane to i życie nie będzie uporządkowane. Każdy, kto dopuszcza się niemoralnego życia ma najpierw problem ze swoim sercem. Praca nad sobą zaczyna się na etapie serca i myśli. Tu trzeba wykonać zasadniczą pracę i włożyć maksymalny wysiłek. Często jest to zrozumiałe. Ale pokusa pewności siebie sprawia, że oszukujemy samych siebie. Pokusa próbuje nam zaciemnić prawdę o potrzebie troski najpierw o serce. Jakby mówi: jeśli nie zrobiłeś nic złego, nie czuj się winnym. Tu tkwi manipulacja pokusy. Jeszcze nie zrobiłem nic złego, ale mechanizm zła otrzymał zielone światło w moim sercu i w moich myślach. Zatem to już tylko kwesta czasu, kiedy zło zmaterializuje się w postaci konkretnych czynów. Krótko mówiąc, dziś zgadzasz się w na zło w sferze myśli, jutro w płaszczyźnie werbalnej a po jutrze będą już konkretne czyny. 

Panie, tak bardzo chcę rozumieć, stale rozumieć, że zgoda na zło w sercu, to zgoda na zło w całym życiu. Nie da się tego oddzielić. Proszę Cię Panie o mądrość i siłę, abym starał się zawsze trwać przy Tobie, nosić Cię w sercu. Wypełnić Tobą swoje serce tak, aby na nic innego nie było tam już miejsca. 

78. Poniedziałek – Mt 15, 21 – 28

Jezus lubi pokazywać kontrasty. Kobieta z okolic Tyru i Sydonu jest symbolem mieszkańców tych miejscowości, które ówcześnie uchodziły za miejsce grzechu, zła, zepsucia, ciemnoty i odwrócenia się od Boga. A jednak to ona wykazuje się wiarą w Jezusa mówiąc do Niego: Synu Dawida. Kontrastem jest naród wybrany, jako pewna całość. Żydzi są ślepi. Nie mogą uwierzyć, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem. Ten fragment pokazuje, że liczy się wiara. Punkt wyjścia mamy różnych, ze względu na rodzinę i środowisko. Ale każdy otrzymuje od Boga szansę głębokiej wiary. Czasem okazuje się, że większą wiarę mają ci, którzy byli daleko i nie mieli sprzyjających warunków do tego, aby wiarę praktykować. Jest to też przestroga, aby nie popaść w marazm w praktykowaniu wiary. Trzeba o wiarę stale dbać, nie bazując tylko na schematach i tradycjach. Trzeba mieć odwagę, podejść do Jezusa i przekonywać Go o swojej przyjaźni i oddaniu. Gdy Jezus widzi naszą głęboką wiarę pozostaje „bezradny”, dzieje się to, o co z wiarą prosimy. 

Proszę Cię Panie o świeżość wiary. Nie daj mi nigdy stać się skostniałym katolikiem. Bez entuzjazmu i zaangażowania. Dawaj mi odwagę, bym potrafił narazić się na śmieszność i lekceważenie innych, ale w Twoich oczach zyskał głęboką przyjaźń i uznanie. Twoją przyjaźń i Twoje uznanie. 

79. Wtorek – Mt 15, 29 – 39

Użalić się nad niedolą drugiego człowieka. Dostrzec chorego, stroskanego, załamanego. Dać mu jeść. Nie koniecznie chodzi o jedzenie potraw. Chodzi o nasycenie. Nasycenie go nadzieją, pogodą ducha, przede wszystkim Bogiem. 

Daj mi Panie oczy, dostrzegające drugiego, jego potrzeby i problemy. Naucz mnie karmić innych wiarą, nadzieją i miłością. 

80. Środa – Mt 16, 1 – 4

Szukam znaków Boga czy samego Boga? Ty dajesz mi wiele znaków. Ale one są czytelne tylko wtedy, gdy czytam je i widzę sercem. To jest sposób dostrzegający Twoją aktywność. Jeśli kocham – widzę. Jeśli zapominam o miłości, przestaję dostrzegać, jak wiele dzieje się wokół mnie Twojego dobra, a żądam znaków, efektów, doświadczeń. Bez miłości widzę tylko swoje potrzeby i nie dostrzegam Ciebie. Co jest ważniejsze – Ty Boże czy Twoje łaski? Twoja miłość czy Twoja aktywność? Moje oczekiwania czy moje zakochane serce?

Rozpoznać Twoją obecność, to jest najważniejszy znak, resztą Ty się zajmiesz.

81. Czwartek – Mt 16, 5 – 12

Można sobie wyobrazić, jak niepokojąca może być sytuacja, w której nie masz chleba w domu, a idzie noc, sklepy zamknięte, a ty jesteś głodny. Albo gdy znalazłeś lek na swoje największe bóle i nagle słyszysz, że ten jedyny lek wycofano z produkcji. Ile niepokoju i stresu może pojawić się w tobie, gdy pomyślisz, że dopadnie cię wielki ból, a ty nie masz jak się ratować. Bezradność jest naszym ludzkim doświadczeniem. Jezus wskazuje na to, aby nie tracić wiary. Trzeba widzieć to, co jest rzeczywistym głodem. Głodem jest brak prawdziwej nauki. Mądrości Bożej. To jest głód wynikający z tego świata i naszej złej woli. Głód, którego nie dostrzegamy. A który może spowodować poważną chorobę duszy. Jezus wskazuje także na pamięć. Trzeba mieć pamięć. Wspominać, jak w wielu sytuacjach ratował nas Jezus, nie pozostawiał nas samych. Znajdował się chleb i lekarstwa na nasze bolączki. 

Panie, wybacz mi moją zbytnią koncentrację na ciele. Ciało tak wiele wymaga troski. A gdy jest zagrożone brakiem, wpada w panikę. A przecież jest tylko miejscem dzierżawy dla mojej duszy. Dziękuję za to dzisiejsze słowo. Niech ono buduje mnie w moich brakach. Niech buduje zaufanie. Totalną bliskość.

82. Piątek – Mt 16, 13 – 20

Cudowny jest ten dialog Jezusa z Apostołami, a potem z Piotrem. Jezus i Ciebie i mnie pyta: co ludzie o mnie mówią? Dobrze jest wiedzieć, co ludzie o mnie mówią. Choć kierujemy się w życiu wiarą i prawdą. One wyznaczają nam kurs naszych decyzji i zachowań. To czasem dobrze jest przejrzeć się w lustrze ludzkich opinii. Aby dobrze żyć, trzeba przecież dobrze żyć z ludźmi. Trzeba być akceptowanym, lubianym i docenianym. Owszem, czasem opinie na nasz temat będą krzywdzące, ale rozeznanie w duchu wiary, powinny nam pomóc przyjąć właściwą postawę wobec takich opinii. Nasze życie podobne jest do Jezusowego. Jesteśmy lubiani i kochani, a czasem przez niektórych odrzucani i upokarzani. Jednak Jezus jakby podpowiada, że opinia najbliższych i najważniejszych osób z naszego grona ma swoje duże znaczenie. Jezus pyta Piotra i Apostołów o to, co o Nim myślą. To jest ważne pytanie dla Apostołów. Oni maja sobie uświadomić, kim jest Jezus. Jeśli Jezus jest dla kogoś Mesjaszem, to znaczy, że jest wszystkim, Kimś naj… naj… naj… Czyż nie takie podejście do Jezusa sprawa, że będziemy jak skała. Co innego może sprawić, że będziemy twardzi i silni. Kiedy jesteśmy skałą, Jezus może zbudować coś w swoim Kościele. Kiedy jesteśmy nijacy, jak piasek, jak topniejący lód, nie zbudujemy niczego w Kościele tak, aby bramy piekielne go nie przemogły. 

Panie, ty jesteś Mesjaszem, Panem i Zbawicielem, Jesteś moim dniem i nocą, słońcem i ciemnością, Jesteś moim ciepłem i zimnem, Jesteś moim Wszystkim. Bądź ze mna, a będę stawał się skałą, choćby małym kamieniem, ale kamieniem, który może być wrzucony do silnego fundamentu Twojego Kościoła. A będą mógł zrobić coś wartościowego dla Twojego Kościoła, kiedy Ty będziesz dla mnie najważniejszy, kiedy Ty będziesz dla mnie wszystkim. 

83. Sobota – Mt 16, 21 – 23

Jezus zapowiada wydarzenia zbawcze. Nie mówi czegoś przyjemnego. Nie kreśli świetlanej przyszłości wobec siebie i swoich apostołów. Apostołowie mogli się czuć mocno zdezorientowani. Widzieli Jezusa triumfującego, znakomitego mówcę, przywódcę, za którym idą tłumy. A tu nagle takie zapowiedzi. Gdy jednak apostołowie wsłuchali się dobrze w zapowiedzi Jezusa usłyszeliby nie tylko o zabiciu Jezusa, ale także o zmartwychwstaniu. Jezus wskazał im proces zaplanowanej przez Boga misji. Tak, będzie cierpienie i śmierć, ale potem będzie zmartwychwstanie. Dla nich i dla nas współczesnych to wydaje się bardzo trudne. Trudno jest skupić się na zmartwychwstaniu, skoro najpierw trzeba doświadczyć cierpienia. To tak, jakbyśmy chcieli powiedzieć: Panie Boże, nie daj Boże, abym musiał doświadczać cierpienia i śmierci. Przecież Ty jesteś wielki. Ty wszystko możesz. To jest nasze ludzkie myślenie. Któż z nas nie chce uniknąć cierpienia i trudów życia. Piotr mówiąc do Jezusa, upominając Jezusa, chronił także siebie. Nie chciał zmieniać także swojej pozycji w gronie apostołów. Myślał bez planu, nie widział strategi zbawienia. Dlatego jego myślenie pochodziło od szatana. Kiedy nie chcemy realizować Bożych planów, szczególnie tych trudnych i chcemy tylko chronić swoje życie, swoją wygodę życia, to wchodzimy na drogę mentalności demona: liczy się tu i teraz. Nie zbawienie, nie wieczność, nie Królestwo Boże. Trzeba nam myśleć na sposób Boży. Nie ludzki. Trzeba widzieć to, co będzie w wieczność. Trzeba widzieć zmartwychwstanie. Kiedy przychodzą na nas ciężkie dni, widzieć Boże obietnice, żyć nadzieją. 

Panie, nie daj mi skupić się na cierpieniu i śmierci. Daj mi dostrzec obietnicę zmartwychwstania. Jeśli Ty przeszedłeś tak trudne cierpienie, to i ja z Tobą przejdę wszystko. Nie mogę stracić z oczu Twoich obietnic. Daj mi głęboką wiarę, że poprzez trudy życia dostrzegę Twoją wielką misję naprawczą – świata i człowieka. 

84. Niedziela – Mt 16, 24 – 28

Całe moje życie z wiary jest naznaczone wolnością. Jezus za każdym razem pyta: czy chcesz? Dopowiada: jeśli chcesz, trzeba będzie trochę powalczyć, gdzie wrogiem będziesz ty sam dla siebie, twoje grzechy, twoje dążenia, twoje pragnienia, światowe propozycje, to wszystko, co nie czyni cię przyjacielem Jezusa. To wszystko będzie w tobie i trzeba się będzie temu sprzeciwiać. Twoje pragnienie bycia z Jezusem stanie nie raz oko w oko z wrogiem tego pragnienia. Zatem czy chcesz iść z Jezusem? Chcesz być Jego przyjacielem? Chcesz sprzeciwić się sobie samemu? On daje siebie. On sprawia, że nie idziesz sam przez życie. On mówi jak masz żyć. On daje pokój w sercu. Ale także pokazuje twój krzyż. Trzeba go wziąć. Nie można go zostawić. Nie można od niego uciec. Trzeba nieść go za Jezusem. Czasem niektórzy myślą, że jak nie będą brali krzyża, to ochronią swoje życie. Jest właśnie całkiem przeciwnie. Kiedy nie bierzesz krzyża, stracisz nie tylko życie, ale i Jezusa, Boga, najlepszego Przyjaciela, niezmordowanego Towarzysza drogi. Tracić z Nim swój czas, życie i cały świat, to prawdziwy zaszczyt. Paradoks wolności i wyboru: tracić z Jezusem znaczy zyskać wszystko.

Przyjacielu, Panie Jezu. Jesteś mi najdroższy. Jesteś mi wszystkim. Jesteś pełnią mojej duszy. Potrzebuję twojej przyjacielskiej pomocy, abym nie tylko prawił Ci komplementy, ale bym moje słowa potwierdzał życiem. Chcę iść za Tobą, naśladować Ciebie. Chcę wszystko z Tobą stracić, aby wszystko z Tobą zyskać.

85. Poniedziałek – Mt 17, 1 – 8

Człowiek wiary powinien postawić w swoim życiu trzy namioty. Jeden dla Chrystusa. Ten namiot dla Chrystusa jest symbolem tego, jak bardzo trzeba tworzyć więź z Chrystusem. Trzeba z Nim przebywać na górze, w namiocie spotkania. Trzeba sycić się Jego obecnością, Jego jaśniejącą twarzą, jego światłem. Drugi namiot trzeba postawić Mojżeszowi, czyli namiot wierności Bożym przykazaniom. Mojżesz jest symbolem takiej wierności. Bóg przez niego dał nam przykazania. Pokazał, że przykazania i Boża sprawiedliwość wyprowadza człowieka z niewoli. Namiot Mojżesza to namiot sakramentu pokuty. To powracanie do Bożego prawa. Trzeci namiot to namiot dla Eliasza. Eliasz jest symbolem przeciwstawiania się temu, co jest kłamstwem świata. On pokazał, że istnieje tylko jeden Bóg. Tylko jeden jest prawdziwy. Cała reszta to fałszywe wyobrażenia. Pokonał 450 proroków baala i naraził się na utratę życia. Musiał uciekać przed rozzłoszczoną Izabel. Namiot dla Eliasza to namiot odwagi. Trzeba mieć w swoim życiu takie miejsce, gdzie człowiek nabierze odwagi i zawalczy o prawdę. Scena przemienienia na górze, nie jest zatem tylko miejscem zachwytu. Ale skłania nas do realnego budowania bliskości z Jezusem, wierności Bogu i odwagi w konfrontacji ze światem. Przy czym tern pierwszy namiot jest kluczowy. Jeżeli nie zbudujemy więzi z Chrystusem, nie będziemy wierni Bogu i nie będziemy mieli w sobie odwagi, aby walczyć o prawdę. Trzeba odkrywać zatem sens słów Boga Ojca o Jezusie: to jest mój Syn umiłowany. Tworzyć więzi z Jezusem, aby On stał się moim umiłowanym. 

Panie, dziękuję Ci za to, że tak wiele razy zabierałeś mnie na górę przemienienia. Ukazywałeś mi siebie w Eucharystii i na adoracji. Tak bardzo chciałbym zawsze dostrzegać Twoją jaśniejącą obecność. Spraw, bym był zawsze z Tobą w głebokiej przyjaźni, a dzięki temu wierny i odważny. 

86. Wtorek – Mt 17, 9 – 13

Schodzić z Jezusem z góry, rozmawiać o rzeczach najważniejszych, stawiać Mu pytania. Słuchać Jego mądrych odpowiedzi. Jezus prosi swoich uczniów, aby nie mówili o przemienieniu na górze aż do zmartwychwstania. Pewne prawdy wiary muszą być powiedziane we właściwym czasie. Opowiadanie komuś o swoich wzniosłych doświadczeniach duchowych może zostać niezrozumiane, a przez to nie przyjęte. Dopasować swoje świadectwo do kontekstu Bożych znaków.

Duchu Święty proszę o łaskę właściwego przekazywania prawd Bożych.

87. Środa – Mt 17, 14 – 21

Nie możemy dokonywać wielkich rzeczy z powodu małej wiary. Nie możemy zawalczyć ze złym duchem z powodu słabej wiary. Jak zatem budować w sobie silną wiarę, wiarę na miarę „ziarnka gorczycy”. Ukryta wiara w sercu może mieć ogromny potencjał. Choć jest często ziarnem, ale z niej wyrośnie potężne drzewo. Mała wiara, to jakby ziarno popsute, z której nie może nic dobrego wyrosnąć. Mała wiara to byle jaka gleba, która może i przyjęłaby jakieś ziarno, ale nie zdołałaby stworzyć warunków, do wyrośnięcia drzewa i dobrych owoców. Trzeba zatem od początku budować w sobie prawdziwą wiarę, nie wymyślać sobie wiary na modłę świata czy subiektywnych oczekiwań. Trzeba zadbać o dobre ziarna wiary. Rzucać je w glebę swojego serca. Troszczyć się o wzrost. Już na etapie ziarna zadbać o dobrą wiarę. Jakie ziarna wrzucam w swoje serce, aby mieć wiarę pozwalającą czynić wielkie rzeczy? Jezus podaje dwa sposoby budowania w sobie wiary. Modlitwa ma charakter głębokiego zjednoczenia z Jezusem. To niejako On jest w nas sprawcą dobrych rzeczy. Aby tak było trzeba przez modlitwę być zjednoczonym z Nim. Modlitwa jako zjednoczenie jest czymś więcej niż tylko odmówieniem czy odprawieniem określonych praktyk. Jest stałym doświadczeniem Boga w swoim życiu, pośród różnych zajęć i perypetii. Post wykracza poza sferę jedzenia. Jest rodzajem umartwienia, trudu, czasem cierpienia. Zatem możemy do modlitwy dołączyć to wszystko, co jest naszym trudem czy cierpieniem i nadać temu siłę sprawczą.

Panie, przyznaję, że posiadanie wiary, jak ziarnko gorczycy, napawa mnie lękiem. Wiara jest dla mnie stałym wyzwaniem w życiu. Ty przecież Jesteś Tajemnicą, której serce człowieka nie zdoła ogarnąć. Spraw, bym nie tylko był zawsze blisko Ciebie, ale także bym miał wiarę, którą chciałbyś, abym miał i żył według niej. 

88. Czwartek – Mt 17, 22 – 23

Jak straszną rzeczą jest utrata Boga. Co ludzie robią z Bogiem? Bóg jest wydawany w ręce ludzi, to znaczy pozwala, aby ludzie potraktowali Go czasem bardzo źle. Kiedy ludzie traktują Boga źle, człowiek wiary, przyjaciel Boga cierpi. Jest smutny. Jest mu smutno, że Bóg jest niekochany. To obawa, gdzieś bardzo głęboko w sercu, że przez to Bóg zostanie mi zabrany. Życie bez Boga, to najczarniejszy scenariusz na życie. 

Panie, przepraszam za to, że w rękach ludzkich jesteś poniżany i odrzucany. Tak bardzo chciałbym zawsze być Ci wiernym. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jakie byłoby moje życie bez Ciebie. 

89. Piątek – Mt 17, 24 – 27

Jezus jest synem Boga, czyli tym, który jest Istotą w świątyni Pańskiej, dla którego istnieje świątynia. Synami są także wszyscy ci, którzy uwierzyli w Jezusa. Wierzący w Jezusa stają się synami Boga. Cieszą się specjalnymi przywilejami. Specjalnymi przywilejami cieszyli się odpowiedzialni za świątynię. Oni z racji funkcji nie mieli w świetle obowiązujących norm obowiązku płacenia podatku. Syn jest tym, który z zasady troszczy się o sprawy Ojca. Jest w sprawach Ojca, jak powiedział nam dwunastoletni Jezus. Syn jest wolny. Trzeba nam dążyć do takiej więzi z Bogiem, abyśmy nie tylko mówili, że jesteśmy synami, ale doświadczali autentycznego synostwa wobec Boga. Podatek może być wyrazem tego, że wspólnie troszczymy się o wspólnotę. Jezus chce nam powiedzieć, że forma zorganizowana wspólnoty wiary ma sens. Człowiek potrzebuje innych ludzi i miejsca kultu, aby mógł sercem docierać do Boga. 

Panie, Ty troszczysz się o wszelkie dobra duchowe i materialne. Dziękuję Ci, że jesteś Ojcem i Bratem, a ja mogę być Twoim synem. Naucz mnie jak mam się troszczyć o Twój dom. 

90. Sobota – Mt 18, 1 – 5

Pokusa myślenia na temat tego, jak jest w królestwie niebieskim jest wielka. To jest może konsekwencja egzystowania w materii, która opiera się na konkretnej rzeczywistości, którą można opisać, zobaczyć, zdefiniować. Jezus nie opisuje rzeczywistości nieba. W centrum tematu o królestwie niebieskim stawia sposób, który sprawi, że człowiek w ogóle się tam dostanie. Nie jest istotne, jak ważny będę w królestwie niebieskim, ale czy się tam dostanę. Trzeba w życiu uniżać się jako dziecko. Niby takie proste, ale w myśleniu dorosłego niezwykle skomplikowane. Być dorosłym, a jednocześnie uniżać się jak dziecko. Uniżać, to znaczy być pokornym. Walczyć z pychą. To, co możemy w ogromnym skrócie określić postawą, w której Bóg jest pierwszy. Od niego wszystko, przez Niego wszystko. On Ojcem, ja dzieckiem. Poczuć się dzieckiem Boga mimo wielu lat życia. To znaczy tylko On może wszystko. Jeśli ja coś mogę, to tylko dzięki Niemu. To określa moją postawę do Boga. Być dzieckiem, to widzieć w Bogu Ojca. Dziecko wielu rzeczy nie rozumie, nie ogarnia, nie analizuje. Dla dziecka ważna jest jedna informacja: czy jest kochane. Tyle potrzeba nam do dobrego życia i przeżywania wiary. Doświadczenie: jestem kochany, bezgranicznie kochany przez Boga, który jest moim Ojcem. 

Być Twoim dzieckiem, w pełni zależnym, w pełni chronionym i bezpiecznym w Twoich ojcowskich ramionach. Oto pomysł na życie. Pomysł na wewnętrzny pokój i radość. Na zadowolenie i spełnienie.